Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Polecane

W hołdzie Orwellowi

Jakoś tak bez echa minęła w Polsce 70. rocznica śmierci Erica Arthura Blaira, znanego pod literackim pseudonimem George Orwell. Szkoda i niesłusznie, bo to autor dla Polski bardzo ważny i zasłużony. I za życia, bo był obrońcą Polski, gdy inni zachodni intelektualiści już ją zdradzili. I po śmierci, bo jego

antytotalitarne dzieła: „Rok 1984” i „Folwark zwierzęcy”, zakazane w PRL, ale i tak znane i czytane dzięki edycjom w drugim obiegu, inspirowały kolejne pokolenia Polaków marzących o wolności. Wielka szkoda, że dziś Orwell nie inspiruje już tak Polaków i nie zaczytują się w jego książkach.

To prawda, książki George’a Orwella są lekturami szkolnymi (w całości lub fragmentach), a nawet co jakiś czas w debacie publicznej pojawiają się do nich odwołania (jak np. w stwierdzeniu, że coś jest „jak z Orwella”). Ale to w zasadzie wszystko, co pozostało z dawnej atencji. Nie kojarzę, by w Polsce była jakaś ulica czy pomnik George’a Orwella, a jak najbardziej mu się należą.


Socjalista, antykomunista, poszukiwacz prawdy

Może wynika to z tego, że środowiska patriotyczne czy też prawicowe chcą najpierw uhonorować polskich bohaterów? Może po prostu o nim zapomnieli, choć kiedyś był takim autorytetem? Może jest dla nich za mało prawicowy? Natomiast lewica, cóż... To, że współczesna polska lewica nie bierze na sztandary Orwella, nawet ta tzw. nowa lewica, nie-postkomunistyczna, to niestety dowód na to, że ma jakiś problem z dziedzictwem komunistycznego totalitaryzmu. Nie przypominam sobie żadnego polskiego polityka lewicowego czy kogoś z zaplecza intelektualnego polskiej lewicy, kto za autorem „Folwarku zwierzęcego” potępiłby komunizm z pozycji lewicowych.

Bo o tym też w Polsce się chyba zapomina, Orwell był lewicowcem do szpiku kości. I nie żadnym kawiorowym lewicowcem. Jego słowa szły w parze z jego czynami. Za swoje socjalistyczne ideały narażał życie na wojnie w Hiszpanii, gdzie cudem przeżył postrzał w szyję. Wcześniej, aby lepiej zrozumieć biedę i lud, mieszkał z robotnikami. Wreszcie został bezdomny, by zrozumieć, jak to jest nic nie mieć i być nikim. A ostatnie lata życia, mimo choroby, spędził jako wdowiec, opiekując się adoptowanym synkiem. W centrum jego myśli i działania był zawsze człowiek. Choć przecież nie był chrześcijaninem, lecz socjalistą. To dlatego, że sam był i pozostał przede wszystkim człowiekiem. Mądrym i odważnym.

Oczywiście Orwell nie był żadnym świętym, prowadził dość nieuporządkowane życie i uczuciowe, i polityczne. A mimo to i tak rzeczywiście jaśniał i jaśnieje na tle ogromnej większości współczesnych zblazowanych i narcystycznych lewicowych intelektualistów zachodnich. Nie szukał poklasku, nie był koniunkturalistą. Punktem odniesienia naprawdę był dla niego drugi człowiek. Zwłaszcza ten najsłabszy. Nawet jeśli się mylił, to potrafił przemyśleć i zrewidować swoje poglądy. Nie liczyły się też dla niego żadne dobra materialne.


„Rok 1984” – antyutopia więcej niż aktualna

Od paru lat na Zachodzie widać pewien renesans zainteresowania dziełem, myślą i życiem George’a Orwella. Po różnych skandalach i rozczarowaniach jest zapotrzebowanie na nowego „świętego” lewicy. Ale bardziej jeszcze dlatego, że myśli Orwella stają się ponadczasowe. Okazuje się, że był tak wielkim wizjonerem, że odnosiły się one nie tylko do komunizmu, faszyzmu i nazizmu. Odnosiły się do wszystkich sił, które stawiają na pierwszym miejscu pieniądz, władzę i ideologię, a człowiek jest dla nich tylko narzędziem. Wielkie korporacje, które coraz doskonałej nas śledzą i nami manipulują. Dominacja sektora finansów nad realną gospodarką, nad realną pracą i jej wyceną. Coś, czego początki Orwell dostrzegał w swoich czasach i co napawało go lękiem nie mniejszym niż Stalin i Hitler.

Dziś obserwujemy Chińską Republikę Ludową wdrażającą dzięki nowoczesnym technologiom system totalnej inwigilacji, zupełnie jak w „Roku 1984”. A to z kolei możliwe jest dzięki rosnącej przez wiele lat symbiozie kapitalizmu z dyktatorami i zamordystami świata. Przed tym Orwell przestrzegał w książce autobiograficznej „W hołdzie Katalonii”, obserwując, w jakim kierunku skręca lewicowa rewolucja w Hiszpanii.

Był też Orwell, jak wspomniałem, wielkim krytykiem komunizmu z pozycji lewicowych. Sam ścigany był w Hiszpanii przez NKWD i musiał uciekać. Jego przyjaciele z niepodlegających Moskwie brygad skrajnie lewicowych POUM (nie mylić z komunistycznymi Brygadami Międzynarodowymi, których częścią byli komuniści z Polski, dąbrowszczacy!) zostali wymordowani przez Sowietów i ich katalońskich współpracownikom. W ujęciu Orwella komunizm to następna, jeszcze gorsza faza kapitalizmu i odhumanizowania. To kapitalizm państwowy, gotowy w imię maksymalizacji zysków na największe zbrodnie, w istocie niewiele różniący się od faszystowskiego i nazistowskiego kapitalizmu państwowego. Może jeszcze gorszy, bo nazizm i faszyzm to wróg dla Orwella i w ogóle lewicy jasno rozpoznany, a komunizm tak naprawdę podszywa się, jego zdaniem, pod lewicę.


Zachód „uleczony” przez Ministerstwo Miłości

Dziś, gdy trwają coraz ostrzejsze wojny hybrydowe przeciwko prawdzie historycznej, znowu przypomina się dorobek Orwella. Czytelnicy „Roku 1984” pamiętają zapewne pokój 101. Miejsce w tzw. Ministerstwie Miłości, do którego trafił złapany przez Policję Myśli bohater powieści Winston Smith. „Pokój 101 to najgorsze miejsce na świecie” – mówi O’Brien, prześladowca Winstona. Dokonuje się tam prania mózgów, by ofiara pokochała i uznała wszechmoc i ostateczną mądrość Wielkiego Brata.

Z jednego z dokumentów BBC o Orwellu wynika, że istniał także prawdziwy pokój 101 i to on był inspiracją dla Erica Arthura Blaira. To był numer pokoju, gdzie w czasie II wojny światowej dziennikarze BBC, w tym Orwell, spotykali się z cenzorami z wojska i służb specjalnych. Niby rzecz oczywista, była wojna. Ale coś w tych spotkaniach przeraziło Orwella. Pewnie zmuszanie do różnych kłamstw i przemilczeń w miarę rozwoju sytuacji na froncie i w gabinetach. W tym na przykład do propagowania miłości do walczącego na froncie wschodnim ZSRS. Mimo to Orwell nie dał się złamać, dalej przekonywał w swoich artykułach w gazecie lewicowej „Tribune”, że komunizm też jest zagrożeniem. Bronił też między innymi Polski, Powstania Warszawskiego i Armii Krajowej przed lewicowymi „pożytecznymi idiotami” (przy czym sam Orwell nazwał ich znacznie dosadniej), którzy uważali Stalina za zbawcę Polski. Za swoją postawę Orwell zapłacił ostracyzmem środowiskowym, z drugiej strony – nigdy mu na splendorach nie zależało.

George Orwell zmarł w 1950 r. w przekonaniu, że totalitaryzm to niestety przyszłość świata. Nawet jeśli komuniści nie podbiją Zachodu, to Zachód się do nich sam upodobni, nawet jeśli będzie z nimi walczyć. Bo przy słabości Zachodu odchodzącego od swoich wartości, co dostrzegał Orwell w czasach sobie współczesnych, ciągła presja ideologiczna i wojskowa wywrze katastrofalne piętno. Nadzieję na obronę wolności i człowieczeństwa upatrywał tylko w „milczącej większości” opisanej w „Roku 1984” jako prole. Zwykli ludzie, bez ambicji, by piąć się w drabinie społecznej, pogardzani przez elity. Ale pełni godności i wolni. Nie pojawiają się na salonach, a w mediach, jeśli już, to głównie w negatywnym kontekście. Elity mało o nich wiedzą, mało się nimi interesują. Ale oni też nie interesują się elitami i ich sprawami. Być może nadejdzie jednak czas zwykłych, wolnych ludzi. To była dla Orwella jedyna, mglista nadzieja.


Marcin Herman

za:niezalezna.pl

Copyright © 2017. All Rights Reserved.