Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Nic jeszcze nie jest przesądzone. Rozmowa z Andrzejem Maciejewskim, politologiem

Mimo iż wybory wygrało Prawo i Sprawiedliwość, to opozycja zachowuje się tak, jakby miała już rządzić Polską. Trwają też dywagacje, kto może utworzyć rząd, kto z kim i kto będzie premierem.

 – Stało się to, o czym wielokrotnie mówiłem i przed czym ostrzegałem – mianowicie że wygrać wybory to jedno, a rządzić – to drugie. Bez wątpienia sukces odniosło PiS i prezes Jarosław Kaczyński, i to jest wydarzenie bez precedensu, że formacja, która dwa razy rządziła w Polsce, wygrywa trzecie wybory i ma szanse na kolejną z rzędu kadencję u władzy.Co więcej, PiS przekroczyło 30 procent. Jeśli więc ktoś uważa, że PiS poniosło porażkę, to ja gratuluję takiej porażki i życzę wszystkim formacjom porażki na poziomie wyższym niż 35 procent poparcia społecznego, i to po dwóch kadencjach rządzenia Polską. Ponadto podczas wieczoru wyborczego pierwszy raz widziałem, że ktoś – Donald Tusk – cieszy się z przegranej. W batalii wyborczej Tusk i jego formacja zajęła drugie miejsce, a jej lider cieszył się tak, jakby wygrał. Fakty są takie, że Donald Tusk przegrał, i tej rzeczywistości nie da się zaczarować. Poza tym ten wynik Platformy pod wodzą Tuska nie powala, bo jest niewiele wyższy niż wtedy, kiedy formacji tej przewodził Schetyna. Tak czy inaczej zwycięzcą jest PiS, a totalna opozycja kampanię przegrała.

Z chwilą ogłoszenia oficjalnych wyników wyborów przez PKW kończy się tryb wyborczy. Teraz czas na ruch prezydenta…

– Czekamy na zwołanie przez prezydenta pierwszego posiedzenia Sejmu, ukonstytuowanie się nowych władz parlamentu – wybór marszałka i wicemarszałków. Również zgodnie z polską tradycją parlamentarną i zgodnie z prawem rozpoczęcie procesu formowania rządu prezydent powierza sile politycznej, która wygrała wybory, czyli PiS-owi

Tylko że po stronie Koalicji Obywatelskiej słychać, że prezydent Duda nie powinien się stosować do tej zasady, tylko od razu im zlecić zadanie tworzenia rządu. Jednak na pytanie komu konkretnie, zapada cisza…

 – To jest swego rodzaju gra psychologiczna wobec prezydenta Andrzeja Dudy, bo prawo do stworzenia rządu – zgodnie z tradycją parlamentarną – w pierwszej kolejności ma ugrupowanie zwycięskie, czyli PiS. Co więcej, prezydent Duda zapowiedział, że z tego prawa skorzysta, nie znając jeszcze wyników wyborów. Natomiast opozycja, stawiając żądanie, próbuje wywrzeć presję na prezydenta. Ale przecież nawet gdyby PiS-owi nie udało się stworzyć większości parlamentarnej i w końcu misję tę otrzymałby obóz antypisowski, i jakoś udałoby mu się skleić rząd, to największym zmartwieniem dla nich przez najbliższe półtora roku będzie właśnie prezydent Duda. To prezydent ma prawo weta i jego orężem jest pióro i podpis – bądź nie – pod ustawami, tymczasem wszystko wskazuje na to, że rząd totalnej opozycji nie będzie miał siły, aby weto prezydenta odrzucić. I teraz rozpoczyna się psychologiczna próba przeciągania, kto pęknie, ustąpi i co można na tym wygrać. Dlatego – w mojej ocenie – prezydent nie powinien ulegać presji, a to, że politycy Koalicji Obywatelskiej czy komentatorzy się mądrzą i próbują naciskać, to jest ich problem. Natomiast prezydent ma stać na straży prawa i Konstytucji, a nie ulegać takiej czy innej politycznej sile.

Pana zdaniem na dzisiaj PiS-owi uda się zbudować większość?

 – Nie wiem. Natomiast wiem jedno: co PiS zapomniało zrobić w czasie zakończonej kampanii wyborczej – mianowicie przygotować i zbudować sobie przyszłego koalicjanta. I to – według mnie – jest słabość PiS-u, bo jak wspomniałem wcześniej, wygrać wybory to jedno, a rządzić to już inna sprawa. Dlatego PiS nie ma dzisiaj koalicjanta. Formacja Jarosława Kaczyńskiego nie wychowała sobie siły, z którą będzie mogła współrządzić. Donald Tusk też popełnił taki błąd 4 czerwca podczas marszu w Warszawie, kiedy zmarginalizował pozostałe formacje opozycyjne i ich liderów, z tym że wyciągnął z tego wniosek, zreflektował się i podczas marszu 1 października ten błąd naprawił, zwołując na scenę wszystkich liderów, zachęcając też do głosowania na siły opozycyjne, które nazwał „demokratyczną opozycją”. I tego PiS-owi zabrakło, zwłaszcza że powtórka pt. „rządzimy sami” niestety może być problematyczna.

A co z Konfederacją, która miała być trzecią siłą polityczną w parlamencie, a wynik, jaki osiągnęła, odbiega od oczekiwań jej liderów?

 – Konfederacja otrzymała zimny prysznic. Okazało się, że nie da się być wiecznie w opozycji, nie da się być tylko siłą, która potrafi jedno: narzekać. Dlatego wszystko wskazuje, że formacja ta nie powtórzy wyniku z poprzednich wyborów. Nic więc dziwnego, że jej lider, Sławomir Mentzen, jako jedyny stwierdził, że to porażka. Jest więc pytanie, co dalej będzie z tą formacją, z tym zespołem ludzi, bo kampania z pewnością kosztowała ich niemało wysiłku, ale z powodu niedosytu sami sobie mogą pluć w brodę, bo nie wyciągnęli wniosków. Nie można wygłaszać nawet w kampanii postulatów nierealnych, oderwanych od rzeczywistości, za to trzeba prowadzić realną politykę. Czas pokaże, czy PiS-owi uda się z tą grupą rozmawiać. Ostateczne wyniki wyborów pokażą też, jakim potencjałem będzie dysponowało PiS i ewentualnie z kim może zacząć rozmawiać, kogo zaprosić do rozmów, które pozwoliłyby stworzyć koalicyjny rząd.

Pana zdaniem w ogóle istnieje taka możliwość, skoro panuje przekonanie, że PiS nie ma zdolności koalicyjnej?

 – Wszystko jest możliwe. To jest polityka. Z reguły podchodzimy do tych spraw bardzo emocjonalnie, ale polityka ma to do siebie, że poszczególne formacje siadają, rozmawiają i ustalają zasady. I to też warto wziąć pod uwagę, że pomniejsze partie opozycyjne też mają swoje interesy. Jest pytanie, czy Trzecia Droga, a zwłaszcza PSL, usiądzie do stołu z Donaldem Tuskiem, czy też PiS będzie w stanie przedstawić ludowcom korzystniejszą ofertę, przy czym wcale nie muszą to być stanowiska, ale realizacja kwestii programowych ważnych dla danego ugrupowania, które mogą przybrać realny kształt.

Z tym że Kosiniak-Kamysz mówi, że na dzisiaj nie ma możliwości stworzenia koalicji z PiS-em…

– Na razie nie mamy jasności, ilu posłów do Sejmu wprowadzi PSL, a ilu Konfederacja. Nie wiadomo też, jeśli oddzieli się PSL od Polski 2050, to po ilu posłów każde z tych ugrupowań wprowadzi do Sejmu. Mówię o tym, bo pamiętamy, że projekt Trzeciej Drogi był na wybory, ale w Sejmie formacje te mają stworzyć dwa oddzielne kluby czy koła. Pytanie brzmi, jakie oferty pojawią się na stole, kto ile dostanie i czy odpowie na taką czy inną ofertę. Dzisiaj paradoksalnie średniacy i małe formacje mają w ręku atuty do dyskusji z największymi graczami, czyli z PiS-em i Koalicją Obywatelską. Trzeba do tego podejść z chłodną głową, bez emocji, bo to jest właśnie polityka, żeby usiąść do stołu i rozmawiać. Wbrew pozorom nawet mała siła polityczna może dużo ugrać zarówno programowo, merytorycznie, a jednocześnie mieć wpływ na rządzenie państwem. Deklaracja Władysława Kosiniaka--Kamysza, że z PiS-em rozmawiać nie będzie, jest błędem, bo jeśli lider ludowców na dzień dobry wywraca stolik, przy którym mógłby usiąść z PiS-em, to utwierdza w przewadze Tuska, a jednocześnie stawia się w niekorzystnej sytuacji w ewentualnych negocjacjach z Koalicją Obywatelską.

Patrząc od strony opozycji, jeśli nawet udałoby się jej stworzyć większość, to jeden z postulatów, z jakim szła do wyborów, będzie mogła odfajkować, ale co dalej, bo narzekanie na PiS już nie wystarczy? Co teraz będzie ją łączyć?

– To fakt, że łatwo było wylewać pomyje na PiS, krytykować, ale teraz trzeba będzie zakasać rękawy i zabrać się do roboty. Tylko czy będą w stanie coś razem zrobić, czy podziały – np. kwestie światopoglądowe, kwestie dotyczące wartości – nie będą na tyle silne, że uniemożliwią wspólny front? Czy PSL zagłosuje – dajmy na to – w sprawie aborcji, rozdziału Kościoła od państwa itd? Jak poszczególne formacje podejdą do polityki międzynarodowej, do kwestii socjalnych? Przecież Szymon Hołownia powiedział w wieczór wyborczy bardzo wyraźnie, co myśli o programie 500 Plus: „czas rozdawnictwa się skończył”. Jest więc pytanie, jak będzie chciał ten swój postulat zrealizować, skoro Tusk i Kosiniak-Kamysz jeszcze przed wyborami zadeklarowali, że nic, co zostało dane, nie będzie odebrane. Jeśli zostanie im stworzona szansa, aby powołać rząd, to nie mam wątpliwości, że to zrobią, i to szybko, żeby nie dać prezydentowi pretekstu do rozwiązania Sejmu i powtórnych wyborów. Tylko co dalej, co po stworzeniu rządu? Na pierwszy rzut pójdzie kwestia zbudowania budżetu, gdzie czas na to też jest ograniczony, i jeśli nie zrobią tego do końca marca 2024 roku, to minie czas konstytucyjny i prezydent będzie miał prawo rozwiązać parlament. Jak widać, jest dużo kwestii, które – zdaje się – nie zostały do końca przemyślane przez opozycję totalną, dlatego mogą się pojawić problemy.

To tylko pokazuje, że Koalicję Obywatelską, Tuska i innych przeciwników PiS-u więcej dzieli, niż łączy…

 – Dokładnie tak. Anty-PiS to jedyny element, który łączy Tuska i pozostałe formacje przeciwne ekipie Jarosława Kaczyńskiego. Zakładając, że po wyborach PiS-owi nie uda się stworzyć większościowego rządu, to ten element został już zrealizowany. Jednak pytanie: co dalej? Przecież nie można wiecznie krytykować przeciwnika, ale trzeba zacząć rządzić. Tymczasem w ocenie ekspertów sprzyjających Tuskowi i koalicji antypisowskiej już słychać, że przed nowym rządem trudne zadanie, bo czasy, jakie przed nami, będą ciężkie. Trudno odczytać to inaczej jak próbę usprawiedliwiania niemocy czy nieudolności ekipy, która chce rządzić Polską. Jak widać, pytań, wątpliwości czy niewiadomych jest więcej, dlatego do momentu, kiedy nie poznamy końcowych wyników wyborów, nie da się sprawdzić faktycznych nastawień. Pewne jest też, że doły partyjne formacji, które przez osiem lat były w opozycji, są wygłodniałe. PSL dawno nie było w rządzie, Lewica jeszcze dłużej, Hołownia jako nowa siła też ma swoje ambicje, i to wszystko trzeba będzie jakoś poukładać, pospinać, żeby politycy z ambicjami rządzenia zwyczajnie się nie pobili. Na pewno nie będzie to proste.

Jest też pytanie, kto – jeśli to opozycji przypadłoby sformowanie rządu – będzie premierem.

– Premierem to jedno, a kto będzie wicepremierem, kto będzie odpowiadał za poszczególne resorty? Każde z tych ugrupowań ma swoje silne i słabe strony. Przypomnijmy, ile czasu zajęło Hołowni i Kosiniakowi-Kamyszowi znalezienie wspólnych mianowników. Dzisiejszy entuzjazm szybko minie, hasła wyborcze też się skończyły. Czas na decyzje, kogo wskazać na takie czy inne stanowisko ministerialne. Po stronie totalnej opozycji zbyt wielu kandydatów nie dostrzegam. Kołodziejczak zostanie ministrem rolnictwa? Radosław Sikorski szefem dyplomacji? A Jan Vincent-Rostowski wróci do kierowania resortem finansów? Przecież to brzmi niedorzecznie, ale to pokazuje, że sytuacja jest naprawdę poważna. Im więcej sił politycznych, tym trudniej będzie się dogadać.

Jeśli już, to Tusk zostanie premierem, czy może odda tę funkcję w inne ręce, a sam kolejny raz zwieje do Brukseli po nagrodę?

– Na ten moment żadnego scenariusza bym nie wykluczał. Wszystko powinno się okazać niebawem. Prasa zagraniczna już tryumfuje. Tymczasem mnie zastanawia wielki spokój i pewność siebie prezesa Jarosława Kaczyńskiego. Dlatego jak to wszystko się skończy – czas pokaże.

Dziękuję za rozmowę.

Mariusz Kamieniecki

za:naszdziennik.pl

Copyright © 2017. All Rights Reserved.