Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Polecane

Tłumy pielgrzymów na Jasnej Górze

Dziś obchodzimy Uroczystość Wniebowzięcia NMP. "Kościół dziękuje Bogu za Matkę Bożą, która jest naszą Ambasadorką"
Początki świętowania Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny sięgają przełomu V i VI wieku. Od 1950 r. prawda ta została ogłoszona w Kościele katolickim jako dogmat. Wskazuje

ona na godność ludzkiej osoby oraz jej powołanie, którym jest wieczne szczęście z Bogiem - powiedział PAP mariolog o. prof. Grzegorz Bartosik.

Uroczystość Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny obchodzona jest w Kościele katolickim 15 sierpnia.

W konstytucji apostolskiej Munificentissimus Deus (Najszczodrobliwszy Bóg) 1 listopada 1950 r. papież Pius XII ogłosił dogmat, który stwierdzał, że „po zakończeniu swojego ziemskiego życia Najświętsza Maryja Panna została z ciałem i duszą wzięta do niebieskiej chwały”.

    Ojciec Święty nie wypowiedział się jednak na temat śmierci Maryi, a więc - czy umarła i została wzięta do nieba po śmierci i wskrzeszona, czy też po zakończeniu biegu ziemskiego życia przeszła do wiecznej chwały, nigdy nie umierając
— zwrócił uwagę franciszkanin o. prof. Grzegorz Bartosik.

Powiedział, że kwestię śmierci Maryi podjął dopiero Jan Paweł II w swojej katechezie z 25 czerwca 1997 r.

Papież opowiedział się wówczas za tezą, że Maryja, podobnie jak każdy człowiek umarła, a następnie została przez Jezusa wskrzeszona, czyli dostąpiła zmartwychwstania z ciałem i duszą i została wzięta do nieba — wyjaśnił mariolog.

Treść dogmatu potwierdza wielowiekową wiarę Kościoła. Święto Wniebowzięcia Matki Bożej obchodzone było już od na przełomie V i VI wieku.

„Tradycja Wschodnia uznaje, że Maryja przeszła przed bramę śmierci”

Na przełomie V/VI wieku w Ogrodzie Oliwnym została wzniesiona świątynia ku czci „Zaśnięcia Matki Bożej”. Pierwotna nazywa święta Wniebowzięcia Maryi to zaśnięcie Bogurodzicy, czyli Koimesis.

Do dziś tradycja Wschodnia uznaje, że Maryja przeszła przed bramę śmierci (zasnęła w Panu) i dopiero po tym została wzięta z ciałem i duszą do nieba. Cerkiew Prawosławna świętuje, bowiem trzy fakty: śmierć - zaśnięcie Matki Bożej, jej zmartwychwstanie i następujące po nim wniebowzięcie. W związku z tym, według słów biskupa Łazarza (Puhalo), nie mówi się, że chrześcijanin „umiera”, tylko „udaje się na spoczynek” lub „zasypia”, ponieważ śmierć jest tylko chwilą, po której każdy człowiek wstaje — tłumaczył o. Bartosik.

Powiedział, że w Kościele Zachodnim święto w VII wieku przyjęło nazwę Wniebowzięcia.

Wyjaśnił, że „dogmat o wniebowzięciu Maryi był odpowiedzią na znaki czasu.

II wojna światowa była czasem, kiedy człowiek w sposób wyjątkowy był poniewierany, stawał się wręcz jedynie numerem. Tymczasem dogmat pokazuje godność człowieka i wartość ludzkiego ciała, które jest świątynią Ducha Świętego; pokazuje, że powołaniem każdego z nas jest, podobnie jak w przypadku Matki Bożej – „wniebowzięcie z ciałem i duszą” — powiedział mariolog.

Zakonnik zwrócił uwagę, że są różne dogmaty w Kościele katolickim, ale zawsze dotyczą one najważniejszych prawd wiary.

Niektóre znajdują swoje odbicie w Piśmie Świętym - jak np. to, że Chrystus nie popełnił grzechu czy, że jest Synem Bożym. Natomiast są także dogmaty ogłoszone uroczyście przez Sobór lub przez papieża. Ogłoszenie ich wynikało z pewnych sporów teologicznych i konieczności doprecyzowania pojęć. W przypadku Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, przez kilka wieków do Stolicy Apostolskiej napływały prośby z całego świata o ogłoszenie tej prawdy wiary, jako dogmatu. W czasie II wojny światowej w Watykanie zostały one opublikowane w formie dwutomowego dzieła. 1 maja 1946 roku papież Pius XII skierował do wszystkich biskupów na świecie list „Deiparae Virginis Mariae”, w którym pytał: Czy wierni wierzą w tę prawdę? oraz Czy uważają za stosowne, aby ogłosić ją, jako dogmat? Był to swego rodzaju sobór korespondencyjny, w którym każdy z biskupów mógł się wypowiedzieć. Zdecydowana większość głosów była wówczas za ogłoszeniem dogmatu o Wniebowzięciu Matki Bożej — powiedział o. prof. Bartosik.

Zwrócił uwagę, że w samej konstytucji apostolskiej jest wyraźnie zaznaczone, że dogmat o Wniebowzięcia NMP „zostaje ogłoszony po tragedii II wojny światowej”.

W obozach koncentracyjnych człowiek został zredukowany do numeru a jego ciało było poniżane, palone w krematoriach. W związku z tym, Munificentissimus Deus został ogłoszona nie tylko, aby potwierdzić prawdę wiary o Wniebowzięciu Maryi, ale także podkreślić godność ludzkiej osoby oraz wskazać, że powołaniem człowiek - jego ciała i duszy, jest wieczne szczęście z Bogiem — wyjaśnił mariolog.

    W uroczystość Wniebowzięcia NMP, Kościół dziękuje Bogu za Matkę Bożą, która jak podkreślali już w V i VI wieku teologowie, jest naszą Ambasadorką, orędowniczką u Boga, byśmy osiągnęli niebo — dodał.

W tradycji ludowej 15 sierpnia jest świętem „Matki Bożej Zielnej” lub „Matką Bożą Zielną”.

Są dwa tłumaczenie tego zwyczaju. Jeden związany z apokryfami, czyli niekanonicznymi księgami, według których św. Tomasz po Wniebowzięciu wszedł do grobu, gdzie miało spoczywać ciało Maryi i zobaczył tam jedynie kwiaty i zioła. Natomiast druga tradycja, tłumaczy, że kwiaty i zioła są symbolem Matki Bożej, która jest najpiękniejszym owocem ziemi
— wyjaśnił o. prof. Bartosik.

Zgodnie z tradycją 15 sierpnia w Polsce w dowód wdzięczności Bogu za zebrane plony przynosi się do kościoła bukiety złożone ze zbóż, warzyw, owoców, kwiatów i ziół, które na zakończenie liturgii są święcone przez kapłana.

za:wpolityce.pl

***

O. Salij: Wiedza naukowa a Wniebowzięcie Najświętszej Maryi Panny

Fronton nie był nienawistnikiem ani głupcem, był to poważny filozof; dość przypomnieć, że był nauczycielem przyszłego cesarza Marka Aureliusza. Zresztą nie jemu jednemu nie mogło się pomieścić w głowie, że chrześcijanie na serio wierzą w to, iż Boga obchodzą nasze ciała i że je odzyskamy w życiu wiecznym. Czyż nie jest bzdurą - zwraca się w roku 177 do chrześcijan inny pogański filozof, Celsus z Aleksandrii - wasze umiłowanie ciała i nadzieja na cielesne zmartwychwstanie? Celsusa najbardziej denerwowała sama myśl, że Bóg mógłby wchodzić swoją mocą w nieczystości, jakie pozostaną po naszych ciałach, ażeby je wskrzesić.

Łatwo wyjaśnić, dlaczego prawda o przyszłym uwielbieniu naszych ciał budziła wówczas tak gwałtowny sprzeciw. W starożytnej filozofii obowiązywał dogmat, że materia istnieje odwiecznie i niezależnie od Boga, a świat materialny tylko w tym sensie jest dziełem Bożym, że Boski demiurg materię uporządkował, tzn. nadał jej kształty i różnorodność. To, że Bóg mógłby stworzyć wszystko, również materię, przekraczało wyobraźnię ówczesnych filozofów.

Pogląd ten istotnie rzutował na ówczesne wyobrażenia o człowieku. Człowieka widziano wówczas dualistycznie - jako połączenie ziemskiego i przemijającego ciała oraz nieśmiertelnej duszy. O ciele mówiono, że jest obciążeniem duszy, jej więzieniem, a w najlepszym razie - rusztowaniem, które jest przydatne duszy w trakcie jej wzrastania, niepotrzebnym jej jednak po osiągnięciu ostatecznej dojrzałości.

Starożytni Grecy mogli się fascynować pięknem młodego ludzkiego ciała, ale odwracali się od ciał starych, chorych, okaleczonych, widząc w nich zapowiedź nadchodzącego rozkładu. Mieli dogmatyczną pewność, że ciało ani od Boga nie pochodzi, ani nie ma dostępu do sfery wiekuistej. Co więcej, byli przeświadczeni, że ciało jest czymś mało ważnym dla naszego człowieczeństwa, że o człowieczeństwie stanowi dusza, ciało zaś jest tylko jej zewnętrzną powłoką. To między innymi dlatego wśród ówczesnych pogan tak popularne były wierzenia w reinkarnację.

* * *

Błędne poglądy prawie zawsze mają w sobie jakieś ziarno prawdy. Zatem postawmy pytanie: Jaką prawdę odzwierciedlały intuicje starożytnych pogan, jakoby sfery tego, co cielesne, i tego, co boskie, były od siebie gruntownie oddzielone i jakoby nie było między nimi żadnego styku?

Otóż tym, co człowieka naprawdę oddziela od Boga i od tego, co Boskie, jest grzech. Starożytni poganie byli mało świadomi swojej grzeszności. Toteż prawdę o poniżeniu, jakie stało się naszym losem wskutek naszych grzechów, rozpoznawali w sposób zdeformowany. Wydawało im się, że to poniżenie jest konsekwencją naszej cielesności. Stoicy posunęli się aż do tezy, że mędrzec powinien wykarczować w sobie wszelkie uczucia, ponieważ wypływają one z naszej cielesności, zaś twórca neoplatonizmu, Plotyn, wstydził się tego, że posiada ciało.

Filozofowie ci trafnie wyczuwali poniżenie, w jakim znalazł się człowiek. W tym nie mieli racji, że wiązali je z naszą cielesnością. Tymczasem nie ciało nas poniża, poniża nas grzech. Grzech poniża również nasze ciała. Dzieje się to wtedy, kiedy człowiek bezcześci swoje ciało rozpustą albo pijaństwem, albo utratą panowania nad swoimi lękami czy uczuciami. Apostoł Jakub powie nawet, że ciała nasze doznają poniżenia wskutek grzechów języka: "Język jest wśród wszystkich naszych członków tym, co bezcześci całe ciało" (Jk 3,6).

Zatem wiara w zmartwychwstanie ciał to nie jest tylko kwestia doktryny, którą jako chrześcijanie uznajemy i głosimy. Żeby nie była to w nas wiara pusta i jałowa, musimy zabiegać o to, by ciała nasze już teraz były świątyniami Ducha Świętego (1 Kor 6,19). Już teraz musimy pracować nad przywracaniem naszym ciałom ich godności. Rzecz jasna, tylko w Chrystusie i tylko dzięki Jego łasce ta nasza praca może być skuteczna.

Na czym ona polega? Apostoł Paweł daje nam dyrektywę ogólną: "Jak oddawaliście członki wasze na służbę nieczystości i nieprawości, tak teraz wydajcie członki wasze na służbę sprawiedliwości, dla uświęcenia" (Rz 6,19). Praktycznie znaczy to: naszych rąk, nóg i języka używajmy do czynienia dobra, a nie zła; naszą seksualność podporządkujmy prawu moralnemu i oddajmy na służbę prawdziwej miłości; nasze lęki, uczucia i pożądania niech przenika zawierzenie Bogu i miłość bliźniego; te nasze choroby, cierpienia, starość oraz inne utrapienia, jakich nie da się uniknąć, starajmy się przemieniać w krzyż przybliżający nas do Boga.

Tym wszystkim, którzy lękają się, że taki program przywracania godności naszym ciałom i takie wyrażanie naszej wiary w przyszłe zmartwychwstanie przerasta ludzkie siły, odpowiem w trzech punktach: 1. u Boga nie ma nic niemożliwego, starajmy się tylko w tej naszej pracy liczyć mocno na Bożą łaskę; 2. tylko z pozycji zewnętrznego obserwatora program ten wydaje się zbyt trudny, a nawet niemożliwy do wypełnienia - w miarę jak przyjmiemy go za swój program życiowy, życie według niego stanie się dla nas czymś wręcz słodkim i lekkim, nawet jeśli nieraz przyjdzie nam się przekonać o swojej słabości; 3. w podjęciu tej pracy nad sobą i trwaniu w niej możemy i powinniśmy sobie wzajemnie pomagać - i na tym m.in. polega tajemnica świętych obcowania.

* * *

Prawda o wniebowzięciu Matki Najświętszej ma wiele różnych wymiarów. Teraz spójrzmy na nią jako na szczególnie uroczyste orędzie o godności naszych ciał, jako na szczególnie uroczyste przypomnienie, że "oddając ciała nasze na ofiarę żywą, świętą, Bogu przyjemną" (Rz 12,1), przygotowujemy je do chwalebnego zmartwychwstania.

Wniebowzięcie Maryi było dopełnieniem tego Jej wywyższenia, jakie zaczęło się w Bożej przedwieczności. Nas wszystkich wybrał sobie Bóg w Chrystusie "przed założeniem świata, abyśmy byli święci i nieskalani przed Jego obliczem" (Ef 1,4). Maryję z całą pewnością wybrał sobie Bóg najszczególniej, bo Ona jedna spośród wszystkich pokoleń i spośród bardzo wielu miliardów ludzi miała zostać Matką Syna Bożego.

Pomyślmy: Jej ciało miało stać się miejscem przyjęcia przez Syna Bożego naszego człowieczeństwa! W Jej ciele Syn Boży miał się przygotować do swojego ludzkiego urodzenia, Ona miała Go urodzić, karmić własną piersią, nosić na rękach! To dlatego - ze względu na tę jedyną w całych ludzkich dziejach misję - Bóg uczynił Ją świętą i niepokalaną od pierwszego momentu Jej istnienia.

Ponieważ była niepokalana, Jej ciało nie doznało żadnego z tych poniżeń, jakim podlegają nasze ciała. Jej ciało, Jej ręce, nogi, język, były zawsze i wyłącznie narzędziami dobra, a nigdy zła. Jej kobiecość była cała dziewicza i przepełniona Bożą obecnością. Wszystkie Jej lęki, uczucia i pożądania były piękne i czyste, wypełnione miłością Boga i bliźnich, przeniknięte bezwarunkowym i całoosobowym zawierzeniem Temu, który jedyny zasługuje na to, żeby zawierzyć Mu się całkowicie.

Owszem, Jej ciało - podobnie jak ciało Jej Syna - doznało skutków grzechu, ale grzechu świata, grzechu naszego, nie swojego. Maryja zaznała poniżenia ubóstwa, zaznała również poniewierki na obczyźnie, przede wszystkim zaś była bolesnym świadkiem i współuczestniczką odrzucenia i cierpień swojego Syna. Nie pojmiemy, jak strasznie musiała cierpieć Matka - taka Matka - w Wielki Piątek.
Jedno jest pewne: że przez ten nasz zdeformowany grzechem świat Maryja przeszła cała bez reszty oddana Bogu, że również swoje ciało - to ciało, które nosiło Jego Syna - oddała Przedwiecznemu Ojcu całe święte i czyste, nie zeszpecone niczym, co mogłoby się Bogu nie podobać.

Wniebowzięcie, zbawienie duszy i ciała, było logicznym uwieńczeniem Jej macierzyństwa i Jej oddania Bogu. Zarazem jest dla nas znakiem nadziei, że my wszyscy, którzy staramy się iść przez życie, wierząc w godność naszych ciał oraz w ich przyszłe zmartwychwstanie, rzeczywiście zmartwychwstania dostąpimy. Przecież naszym Panem jest Jezus Chrystus, który za nas umarł i zmartwychwstał. On z pewnością ma moc i wolę "przekształcić nasze ciało poniżone na podobne do swego chwalebnego ciała" (Flp 3,21).

Wniebowzięcie Maryi tę naszą nadzieję ożywia i ukonkretnia. I zachęca nas do odkrywania na co dzień godności naszych ciał oraz do jej coraz pełniejszego odzyskiwania.

Jacek Salij OP

za:www.fronda.pl

***

Tłumy pielgrzymów na Jasnej Górze

Na Jasnej Górze ukoronowanie pielgrzymkowego szczytu. Wśród tysięcy pielgrzymów, którzy doszli tu w niedzielę, byli żołnierze, strażacy, studenci, niepełnosprawni i wierna Warszawa. Dotarli też przedstawiciele cierpiącej Ukrainy m.in. grupa z Bełza koło Lwowa przemierzająca symboliczny szlak, którym przed wiekami niesiony był Obraz Matki Bożej Częstochowskiej.

We wszystkich pielgrzymkach pieszych, co z dumą podkreślają, przewodnicy i kierownicy grup, i co jest wielką nadzieją na przyszłość, przyszło wielu młodych. „Gdyby mi się nie podobało, gdyby ta pielgrzymka nie była taka zarażająca, to prawdopodobnie by mnie tu nie było, a jestem i chcę wracać, i wiem, że za rok znowu wrócę – mówili pątnicy. – To są przede wszystkim znajomości na lata i relacje zawiązywane naprawdę w dobrych wartościach. I prócz właśnie tego całego wysiłku, kiedy staje się tutaj na wałach, to po prostu wszystko przechodzi obok. Człowiek się raduje, że po prostu zrobił to dla siebie i dla Boga”.

Z Maryją wołamy o pokój – mówili uczestnicy 16. Pieszej Pielgrzymki Strażaków i prosili także za wszystkich pełniących służbę. U Hetmanki Żołnierza Polskiego zameldowali się również przedstawiciele Wojska Polskiego. Też „nękaliśmy Jezusa o pokój", powiedział ks. por Paweł Jaworski, kapelan Wojska Polskiego: „Staramy się służyć, wykonywać rozkazy. Dostaliśmy troszkę więcej obowiązków. Jest to służba na granicy polsko-białoruskiej czy polsko-ukraińskiej, gdzie staramy się z jednej strony chronić naszą Ojczyznę, a z drugiej strony pomagać tym, którzy uciekają przed wojną. Staramy się Pana Jezusa „nękać” tą intencją, aby nam pozwolił doświadczyć pokoju i żeby ta wojna, która wybuchła za naszą wschodnią granicą jak najszybciej się zakończyła”.

Wejście pielgrzymki warszawskiej, która nieprzerwanie przybywa tu od 1711 r. uznawane jest za ukoronowanie pielgrzymkowego szczytu na Wniebowzięcie. Ta pielgrzymka to dziedzictwo nie tylko Kościoła, ale też Polski i wielka troska paulinów, którzy ją organizują i prowadzą. O. Krzysztof Wendlik kierownik 311.kompanii: „Warszawa przychodzi ze stolicy państwa polskiego, ze stolicy rozwiniętej, ze stolicy techniki, biznesu. przychodzi, aby spojrzeć w stolicy duchowej w oblicze Matki. Warszawa potrzebuje wielu rzeczy, ale najbardziej potrzebuje Matki, najbardziej potrzebuje Tej, która daje życie”.

Trochę przysnęliśmy w okresie pandemii, pielgrzymowanie budzi nas do życia z Bogiem, do Eucharystii, głębszych relacji z ludźmi, wspólnota pomaga, wspólnota buduje - przyznają, ci, którzy wybrali rekolekcje w drodze do Częstochowy.

za:opoka.org.pl

Copyright © 2017. All Rights Reserved.