Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Prezydent wszystkich lewaków

Dążenie do przypochlebienia się masowemu wyborcy to nieodłączna cecha demokracji. Bez tego zwycięstwo w wyborach okazuje się niemożliwością. Zyskaniu powszechnego poparcia sprzyjają hasła typu „prezydent wszystkich Polaków”. Przy głębszym spojrzeniu okazują się one jednak fałszywe i szkodliwe.

„Nie szukam, w przeciwieństwie do rządzących, wrogów. Gwarantuję, że będę prezydentem wszystkich Polek i Polaków” – mówił Rafał Trzaskowski podczas wieczoru wyborczego.

Hasło „prezydent wszystkich Polaków” jest niewątpliwie chwytliwe. Brzmi dobrze. Któż mógłby mu się sprzeciwić? Wydaje się, że zyska poklask każdego. Sęk w tym, że twierdzenie to jest bałamutne. Cóż bowiem znaczy prezydent wszystkich Polaków? Formalnie oczywiście głowa państwa stoi na czele Rzeczypospolitej, a więc jest prezydentem każdego z nich. To oczywiste. Wydaje się więc, że Trzaskowskiemu chodziło o coś więcej. O postawę, mentalność otwartą na wszystkich ludzi, zwłaszcza na różnice.

„Prezydent wszystkich Polaków” oznacza albo stan formalno-prawny (co jednak nie jest niczym odkrywczym), albo pusty slogan w rodzaju neutralności światopoglądowej. Istnieją bowiem przypadki, w których prezydent musi opowiedzieć się po którejś ze stron dyskursu politycznego. Dzieje się tak szczególnie w kwestiach światopoglądowych, co do których ludzie są podzieleni.

Załóżmy bowiem, że na biurko „prezydenta wszystkich Polaków”, trafia ustawa legalizująca związki partnerskie albo homomałżeństwa? Jeśli jej nie podpisze, to środowiska homoseksualne oskarżą o wykluczanie i dyskryminację części Polaków. Jeśli podpisze, to z pewnością nie okaże się reprezentantem licznych rodaków uznających tego typu prawne fanaberie za sprzeczne z ich światopoglądem.

Tak czy inaczej, nie będzie już „prezydentem wszystkich Polaków”.

A kwestia aborcji? Czy jeśli na prezydenckie biurko trafi ustawa mówiąca o ochronie życia od poczęcia, to zdecyduje się on na jej podpisanie? Jeśli tak uczyni, to żadna feministka nie uzna go za „jej” prezydenta. Jeśli zawetuje, to nie będzie prezydentem obrońców prawa naturalnego.
 
Hasło przewrotnie lewicowe

Jednak wbrew pozorom hasło „prezydent wszystkich Polaków” nie jest całkiem pozbawione sensu i znaczenia. Przeciwnie – zawiera się w nim ukryta – ale wybitnie lewicowa – treść.

Nie przypadkiem zresztą pierwotnie padło z ust Aleksandra Kwaśniewskiego. Hasło to odwołuje się bowiem do idei tolerancji, otwartości, włączania. Jednak bezwarunkowa tolerancja i bezwarunkowa otwartość nie są apolityczne ani światopoglądowo neutralne. Gdy ich głosiciele  pojawiają się w kraju zdominowanym przez ludzi oddzielających prawdę od fałszu dobro od zła i piękno od brzydoty, to muszą świadomość mieszkańców tegoż kraju przeorać. Rozróżnianie bowiem to dyskryminacja. Nawet etymologicznie – określenie dyskryminacja w latach 40 XX wieku oznaczało „czynienie rozróżnień, […] zaznaczające różnice”. Dopiero w 1866 roku pojawiło się określenie dyskryminacji jako związanej z uprzedzeniami (często rasowymi) [etymonline.com].
 
Dziś, gdy potępia się dyskryminację, promuje się jednocześnie jej antidotum –  „włączającą” tolerancję jako wartość najwyższą. Tymczasem jak zauważa biskup Los Angeles Robert Barron [youtube.com/bishop Robert Barron], gdyby włączanie wszystkich bez wyjątku stanowiło najwyższą wartość, to na przykład trener drużyny sportowej nie mógłby odmówić przyjęcia do niej osobom nieumiejącym grać. Jednak tegoż wstępu odmawia, gdyż kieruje się miłością do swej drużyny i troską o jej sukcesy. Również Kościół wykluczając pewne grupy ludzi z przyjmowania Komunii czy nakładając ekskomunikę powoduje się miłością do nich. Wie bowiem, że niekiedy trzeba człowiekiem wstrząsnąć, by ten powrócił na właściwą drogę.

Zresztą zwolennicy tolerancji i braterstwa często praktykują ich przeciwieństwo. Ta nienawiść głosicieli wszechtolerancji do osób niepodzielających ich światopoglądu jest spotykana od wieków. Weźmy choćby przykład rewolucji francuskiej i mordowanie wandejskich chłopów przez jej zwolenników z hasłami „wolność, równość, braterstwo” na ustach. Albo przykład mniej drastyczny – zwolnienie pracownika IKEI, gdyż ten miał czelność powoływać się na potępiające homoseksualizm cytaty z Biblii.

Praktyka Trzaskowskiego

Spójrzmy teraz, jak realizacja hasła „prezydent wszystkich Polaków” wygląda w praktyce. Podczas wiecu w Kędzierzynie-Koźlu Rafał Trzaskowski mówił: „Nigdy nie pozwolę atakować kogokolwiek, kto inaczej myśli, inaczej wyobraża sobie przyszłość naszego kraju, nie pozwolę atakować nikogo, kto jest atakowany!”.

Można się spodziewać, że w tym przemówieniu Rafał Trzaskowski sam nie zaatakuje nikogo. A jednak okazało się inaczej! W tej samej mowie polityk stwierdził, że „naszedł czas, żeby w polityce nie było Kaczyńskiego”. Następnie zdawał się nie mieć nic przeciwko skandowaniu przez tłum haseł „Precz z Kaczorem! Precz z Kaczorem! Precz z Kaczorem!”. Gdyby Rafał Trzaskowski kierował się logiką, to powinien natychmiast stanąć w obronie Jarosława Kaczyńskiego. Wszak obiecał, że „nie pozwoli atakować nikogo, kto jest atakowany”. W tym jednak przypadku mu to nie przeszkadzało. Ba, według TVP wydawał się wręcz ukontentowany. To oczywiście tylko jeden z przykładów braku logiki promotorów koncepcji „prezydenta wszystkich Polaków”, wybieranego wszak w demokratycznych wyborach, a więc tylko przez część wyborców (nawet niewielką większość) a nie przez wszystkich Polaków.

Zauważmy, że w grudniu 2018 roku Trzaskowski uruchomił „Tramwaj Różnorodności” symbolizujący jego otwartość jako nowego prezydenta Warszawy. W lutym 2019 roku podpisał on „Kartę LGBT Plus” stanowiącą zestaw zobowiązań wobec homoseksualistów (interwencyjny hostel dla mniejszości seksualnej, wprowadzenie do szkół „latarników”, którzy wspierać będą uczniów skłaniających się ku „orientacji” homoseksualnej). Ponadto w 2019 roku objął patronatem planowaną „Paradę Równości”. Wziął w niej osobiście udział – u boku swego zastępcy Pawła Rabieja fotografował się z uśmiechem, pozując pod tęczowym parasolem. Rabiej to jego zastępca, aktywista homoseksualny i zwolennik legalizacji związków z prawem do adopcji.

To wsparcie dla jednej strony światopoglądowego sporu pokazuje, że Rafał Trzaskowski nie dokona niemożliwego. Nie stanie się mitycznym „prezydentem wszystkich Polaków”. Prawdopodobnie zaś – o ile w ogóle zdoła zwyciężyć w wyborach – zajmie się poparciem dla środowisk mniejszościowych, ale krzykliwych i w rzeczywistości dzielących Polaków jak żadne inne.  


Marcin Jendrzejczak

za: www.pch24.pl

***

Black Lives Matter a sprawa polska, czyli rewolucja ma twarz Trzaskowskiego

Narracja o powstałym spontanicznie z inicjatywy trzech osób antyrasistowskim ruchu społecznym to bajka dla grzecznych i nieświadomych politycznie dzieci. Black Lives Matter – przemyślane rewolucyjne narzędzie, za którym stoją miliony dolarów, tylko wykorzystuje problem rasizmu jako przykrywkę dla osiągnięcia zupełnie innego celu.

Założyciele BLM to nie tylko opętani pragnieniem zemsty zwolennicy permanentnej rewolucji, ale zachwyceni komunizmem gloryfikatorzy morderców i terrorystów. Na ich działalność płyną co roku ogromne pieniądze, a całość sprawia wrażenie doskonale zorganizowanej i naoliwionej machiny. Do opinii publicznej przebił się jednak obraz pokojowego ruchu, powołanego w spontanicznym, naturalnym odruchu w odpowiedzi na przypadki zinstytucjonalizowanego rasizmu. Dzisiaj z hasztagiem #BlackLivesMatter utożsamiają się nie tylko instytucje sportowe jak angielska Premier League, ale i świat biznesu, rozrywki, szeregowi obywatele, a nawet część kościelnych hierarchów. To tylko pokazuje skalę dezinformacji, jaką roztoczono wokół rzekomo antyrasistowskiego ruchu.

Szybkość z jaką rozprzestrzenia się wirus politycznej poprawności pokazała, że obracający miliardami architekci alternatywnej rzeczywistości postawili na odpowiedniego konia. Hasło Black Lives Matter dotarło również do Europy, a protesty wobec systemowego rasizmu odbyły się już w krajach, które ani nie posiadały zamorskich zdobyczy (albo, jak w Czechach – nawet dostępu do morza!), niewolników, w epoce kolonialnej znajdowały się pod butem zaborców, a czarnoskóry na ulicach miast pozostawał egzotyką jeszcze w latach 90. ubiegłego wieku. Na takie przedsięwzięcie po prostu potrzebna jest kasa. I to duża.

Rewolucja robiona za obce pieniądze dociera także do naszego kraju. Protesty BLM odbyły się m.in. Krakowie, Warszawie i Gdańsku. W Poznaniu uczestnicy położyli się na 8 minut i 45 sekund na ziemi, oddając „hołd” zmarłemu George Floydowi. W Warszawie zdewastowano pomnik Tadeusza Kościuszki – człowieka, który w testamencie zapisał wykupienie (za pieniądze z jego majątku) wolności dla niewolników oraz zapewnienie im edukacji i pracy. Przeszczepione sztucznie na polski grunt demonstracje miały pokojowy przebieg. Nie oznacza to jednak, że takie pozostaną. Już dzisiaj stołeczny ratusz z miejskiej kasy organizuje przecież szkolenia z „taktyki miejskiej / ulicznej gimnastyki”, będącej niczym innym jak strategią walk ulicznych. Zajęcia ze Społecznej Szkoły Kapitalizmu prowadzą doświadczeni lewicowi aktywiści. Wszystko pod patronatem prezydenta, Rafała Trzaskowskiego.

Kasa, misiu, kasa…

Black Lives Matter nawet nie kryje się ze źródłami swojego finansowania. 100 milionów dolarów rozłożone na 6 lat, zasila konto funduszu Black-led Movement Fund (BLMF), założonego w 2014 r. Sponsorem całej imprezy jest Fundacja Forda, Borealis Philantropy, Movement Strategy Center i Benedict Consulting. Spośród 24 objętych programem organizacji, Black Lives Matter wyrasta ponad przeciętność, prowadząc działalność w USA i Kanadzie, legitymując się 38 (!) filiami w całym kraju.

Do finansowania BLM zachęca Democratic Alliance, jeden z najważniejszych instrumentów finansowania idei społeczeństwa demokratycznego w USA. Powstała w 2005 r. z inicjatywy m.in. Georga Sorosa organizacja wymaga od każdego członka wpłaty przynajmniej 200 tysięcy dolarów rocznie. Jak podał portal POLITICO, DA zachęcał darczyńców na zwiększenie wypisu czeków dla kilku zatwierdzonych grup, które wspierały ruch Black Lives Matter.

Bank of America zapowiedział przekazanie 1 MILIARDA dolarów przez najbliższe cztery lata w celu „rozwiązania problemu nierówności rasowej”. Środki popłyną na pomoc w udzielaniu pożyczek małym i średnim czarnoskórym przedsiębiorstwom, usprawnienie systemu opieki zdrowotnej w czarnych społecznościach, ale – co najważniejsze – 100 milionów USD finansiści przekażą organizacjom non-profit, w tym Black Lives Matter. Ponadto wielu dyrektorów generalnych największych spółek z Wall Street wyraża sympatię dla coraz popularniejszego ruchu. Znajdziemy wśród nich m.in. Jamie Dimona (JPMorgan Chase), Marka Masona (Citigroup), Davida Solomona (Goldman Sachs), Charlie Scharfa (Wells Fargo) i wielu, wielu innych…

Nie jest też tajemnicą przekazanie ok. 30 milionów dolarów przez George’a Sorosa na inicjatywy wyrosłe przy okazji „antyrasistowskich” protestów w Ferguson w 2014 r. Black Lives Matter dała się wtedy poznać jako najbardziej rozpoznawana i najlepiej zorganizowana grupa.

Zawodowi wyłudzacze

George Soros w książce „Underwritting Democracy” (1991) pisał, że zadaniem aplikanta jest dosłownie wydrzeć pieniądze z ręki Fundacji, a zadaniem Fundacji jak najlepiej się przed tym bronić. Jak widać, założyciele Black Lives Matter uważnie studiowali dzieła swojego mentora. Ruchu nie rozpoczęli bowiem oburzeni zabójstwem Trayvona Martina (2012) zbulwersowani zwykli obywatele, ale doświadczeni w pozyskiwaniu funduszy działacze społeczni. Trzy założycielki ruchu; Alicia Garza, Opal Tometi i Patrisse Cullors pracowały w takich organizacjach jak National Domestic Workers Alliance, Black Futures Lab, Black Organizing for Leadership and Dignity (BOLD), Puente Human Rights Movement, Black-Brown Coalition of Arizona, Black Alliance for Just Immigration (BAJI), Dignity and Power Now czy Ella Baker Center for Human Rights.

Na ich działalność fundusze przekazywała m.in. Fundacja Forda, Fundacja Społeczeństwa Otwartego George’a Sorosa, Kellog Foundation, Rockefeller Foundation czy Heinz Foundation. Posiadane doświadczenie i know-how pozwoliło na założenie Black Lives Matter, organizacji, która już wkrótce poprowadziła przetaczającą się przez Amerykę (i nie tylko) rewolucję.

Informacje o spontanicznym, budowanym oddolnie, finansowanym ze zbiórek publicznych ruchu można spokojnie wsadzić między bajki. Jesteśmy świadkami kolejnej, przeprowadzanej odgórnie według ściśle określonego planu rewolty. W odróżnieniu jednak od kolorowych rewolucji lat 80., ukraińskiego Majdanu czy Arabskiej Wiosny, tym razem działania przeniesiono na amerykańską ziemię. Administracja USA, do tej pory obsadzana w roli architekta zmian, dzisiaj pada ich ofiarą.

Tęczowi komuniści

Równie ważne co pieniądze są motywacje ideologiczne. A w przypadku tego, co reprezentują sobą założycielki BLM, włos jeży się na głowie. Otwarcie przyznają, że ich ruch nie ma na celu jedynie wykorzenienia rzekomych nierówności rasowych, ale w równym stopniu dotyczy on homoseksualizmu jak i transpłciowości. – Moja niehetoronormatywność, moja czarność, moja kobiecość ukształtowały Black Lives Matters – mówiła Patrisse Cullors, określająca się jako lesbijka i osoba queer. Za lesbijkę uważa się też Garza. – To nie przypadek, że wśród trzech osób zakładających Black Lives Matter, dwie z nich to osoby queer – podkreślała. Również w manifeście opublikowanym na stronie ruchu wzywa się do walki z dyskryminacją nie tylko ze względu na rasę, ale i tożsamość płciową czy orientację seksualną. Skutecznie walczą z – jak to określa progresywny słowniczek -„przywilejem cisgenderowym”, czyli de facto przekonaniem, że… istnieje płeć biologiczna, która w dużym stopniu nas określa.

W parze z promocją tęczowych odchyleń idzie atak na tradycyjną rodzinę. „Rozmontowujemy patriarchalną praktykę, która wymaga od matek pracy w systemie „podwójnej zmiany” (…) obalamy utrwalony przez Zachód model rodziny nuklearnej, poprzez wzajemne wsparcie i rozszerzanie pojęcia rodziny na „wioski”, które kolektywnie dbają o siebie nawzajem, zwłaszcza o nasze dzieci (…) budujemy sieć afirmacji queer. Kiedy się gromadzimy, robimy to z zamiarem uwolnienia się z ciasnego, heteronormatywnego myślenia” – czytamy na stronie Black Lives Matter.

Założycielki BLM to zwolenniczki marksizmu w jego najbardziej agresywnej, radykalnej odsłonie. „W rzeczywistości posiadamy ramy ideologiczne. W szczególności ja i Alicia [Garza] szkoliliśmy organizatorów. Jesteśmy wyszkolonymi marksistkami. Jesteśmy doskonale zorientowani w teoriach politycznych” – mówiła Cullors w przemówieniu dla The Institute for New Economic Thinking, think-tanku sponsorowanego przez Sorosa.

„Skandują oni, że bez sprawiedliwości nie ma pokoju. I nie będzie pokoju, ponieważ nigdy nie będzie im dosyć” – tłumaczyła krytyczna wobec inicjatywy, czarnoskóra dr Carol Swain. Wspomniana już Cullors prowadzi zajęcia ze Sprawiedliwości Społecznej i Organizowania Społeczności na Prescott College. W latach 2001-2012 w ramach pracy dla Labor and Community Strategies Center (LCSC), ukazującym historię Czarnych i Latynosów w postaci antykolonialnego, antyimperialistycznego, pro-komunistycznego oporu wobec USA, przeszkoliła setki aktywistów w strategii organizacji społecznej.

Założyła Dignity and Power Now (DPN), będące frontową organizacją marksistowsko-leninowskiej Freedom Road Socialist Organization (FRSO) – powstałej w latach 80. XX wieku w miejsce New Communist Movement. W 2012 r. przemawiała podczas konwencji lewicy Left Forum w Nowym Jorku. W 2013 r. organizowała wiece w obronie socjalistycznego prezydenta Wenezueli, Nicolasa Maduro.

I chyba tutaj można upatrywać sukcesu BLM nad innymi ruchami. Po raz pierwszy udało się na taką skalę połączyć postulaty walki ras z ideologią walki płci. Wszystko okraszone narracją jak z manifestu komunistycznego; stawiającego w roli oprawcy rząd, kapitalizm, zredefiniowany biały suprematyzm (gdzie przywilejem jest samo bycie Białym) i instytucje promujące tradycyjny model rodziny. Ofiarami ucisku są w tej wizji nie tylko Czarni, ale i społeczności LGBT, Latynosi oraz wszelkie inne mniejszości.

 Ale w napędzającej inicjatywę agendzie znajduje się jeszcze jeden, dużo niebezpieczniejszy element. I założyciele BLM pewnie chcieliby się od niego jak najszybciej odciąć.
A może… wcale nie?

 Pochwała terroryzmu

„Naszym obowiązkiem jest zwyciężać! Musimy kochać się nawzajem i wspierać! Nie mamy nic do stracenia, jedynie nasze łańcuchy!” – to słowa skandowane podczas każdego zjazdu BLM. Problem w tym, że należą do – jak to określiła Garza „naszej ukochanej” Assaty Shakur, komunistycznej aktywistki, zamieszanej w zabójstwo oficera policji w 1973 r.

Pomiędzy 1973 a 1977 rokiem Shakur usłyszała zarzuty napaści z bronią w ręku, uczestnictwa w rozbojach, zamiaru zabójstwa, napadu na bank i porwania. Sześć razy uczestniczyła w strzelaninach. Odsiadując dożywotni wyrok za morderstwo pierwszego stopnia, uciekła z więzienia i znalazła azyl polityczny na Kubie. Dzisiaj znajduje się na liście FBI skupiającej nazwiska najbardziej poszukiwanych terrorystów.

W latach 70. należała do Czarnych Panter oraz Black Liberation Army, przesiąkniętych marksistowsko-leninowskim duchem organizacji walczących o wyzwolenie rasowe poprzez działalność terrorystyczną.

Ale to nie wszystko. Zanim założycielka BLM, Patrissia Cullors w ramach pracy dla Labor and Community Strategies Center (LCSC) przeszkoliła kilkuset aktywistów miejskich, sama została przeszkolona – i to nie byle kogo! Jej mentorem był Eric Mann, członek radykalnych lewicowych ugrupowań Students for a Democratic Society i Weather Underground, wyrosłych na kanwie rewolucji maja ‘68. Oskarżony o pięć przypadków pobicia, zakłócanie spokoju, niszczenie własności prywatnej, dewastację budynków i organizację zaburzających porządek zgromadzeń publicznych, spędził 18 miesięcy w więzieniu.

Celem Weather Underground było obalenie rządu Stanów Zjednoczonych, za co wpisano ją na listę krajowych organizacji terrorystycznych. W 1970 r. członek WU, Bill Ayers wraz z żoną Bernardine Dohrn dokonali zamachu bombowego na komisariat policji. W wyniku napaści zginął funkcjonariusz.

Cullors rozwijała się pod skrzydłami Manna przez 10 lat.

Tyko czy zwolennicy i entuzjaści Black Lives Matter zdają sobie sprawę z prawdziwego charakteru ruchu? Czy wszyscy podpiszą się pod neokomunistyczną agendą, zawierającą wezwanie do obalenia amerykańskiego, a także światowego porządku? Pewnie nie. Pewnie u części – moim zdaniem nawet większości – z nich pojawia się autentyczne i szczere pragnienie sprawiedliwości. Pewnie większość nie ma pojęcia o walce ras, afirmacji queer, przepisywaniu historii czy inspiracji terrorystami. Dają się po prostu złapać na chwytliwe hasła o sprzeciwie wobec rasizmu. Problem w tym, że nic nie usprawiedliwia nieświadomości. Kiedy rozum śpi, budzą się demony. Rewolucyjny nurt porywa gwałtownie i wiedzie w nieznane, mroczne miejsca. A skoro opętani destrukcyjnym szałem aktywiści potrafią obalać pomniki postaci, o których nie mają zielonego pojęcia (jak np. Tadeusz Kościuszko czy walczący z niewolnictwem płk Hans Christian Heg), to widać, że prawda i tak nie ma tutaj żadnego znaczenia.

I drugie, nie mniej ważne pytanie. Czy już wkrótce zamaskowani bojówkarze z czerwonymi flagami, wtopieni w tłum protestujących, pojawią się na ulicach polskich miast? Czy dewastacje pomników, palenie aut, walki z policją i plądrowanie sklepów staną się częścią naszej codzienności? Można dyskutować. Wiele zależy także od rezultatu wyścigu o fotel prezydencki. Jeżeli wygra jawny zwolennik lewicowej rebelii, potencjał rewolucyjny w naszym kraju gwałtownie wzrośnie.

Piotr Relich

za: www.pch24.pl

***

Skarga Ordo Iuris: Rafał Trzaskowski nie chce rozmawiać z mieszkańcami o deklaracji LGBT

Rafał Trzaskowski już od niemal roku odmawia mieszkańcom Warszawy przeprowadzenia konsultacji społecznych w sprawie kontrowersyjnej „deklaracji LGBT”, mimo prawnego obowiązku zorganizowania ich „na wczesnym etapie”.

Dokument wiąże się z przyznaniem licznych przywilejów osobom identyfikującym się z ideologią LGBT. Na jego mocy, prezydent Warszawy, bez porozumienia z mieszkańcami, zlikwidował stanowisko Pełnomocnika ds. Równego Traktowania, co potwierdza, że deklaracja przyczynia się do pogłębienia nierówności. Z dokumentem wiąże się też, m.in. wprowadzenie w szkołach programu, którego realizacji domagał się ruch LGBT czy objęcie patronatem prezydenta „Parady Równości”. Instytut Ordo Iuris złożył do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego skargę na bezczynność prezydenta Warszawy.

18 lutego 2019 r. prezydent Warszawy ogłosił jednostronną deklarację „Warszawska polityka miejska na rzecz społeczności LGBT+”. Od samego początku dokument ten, przygotowany w zamkniętym gronie przedstawicieli ruchu LGBT, spotkał się z dużym sprzeciwem społecznym mieszkańców Warszawy, rodziców oraz instytucji strzegących ich praw. Deklaracja została poddana kompleksowej analizie przez ekspertów Instytutu Ordo Iuris, którzy już 21 lutego zwrócili uwagę na jej błędne założenia, aksjologię sprzeczną z duchem polskiej Konstytucji oraz wątpliwą zgodność z prawem.

W ramach „operacjonalizacji” deklaracji Rafał Trzaskowski podjął szereg działań bez porozumienia z mieszkańcami Warszawy, takich jak likwidacja stanowiska Pełnomocnika ds. Równego Traktowania, dokonana zarządzeniem z 11 lipca z mocą wsteczną (od 19 maja 2019 r.). Potwierdza to opinię, zgodnie z którą dokument w rzeczywistości pogłębia nierówności i uprzywilejowanie - „sytuacja, w której jedna z grup mniejszościowych jest bardziej chroniona niż pozostałe, rodzi pytanie o rzeczywiste równe traktowanie” (opinia warszawskiej Komisji ds. równego traktowania z 25 lutego).

Inne działania podjęte przez prezydenta Warszawy bez konsultacji z mieszkańcami w ramach realizacji postulatów „deklaracji LGBT” to m.in.: zarządzenie z 9 kwietnia 2019 r. oraz zarządzenie z 5 lutego 2020 r., wprowadzające do wzorca umów zawieranych przez miasto „klauzule antydyskryminacyjne” wyróżniające osobną kategorię orientacji seksualnej. Oprócz tego, Rafał Trzaskowski objął 26 kwietnia 2019 r. honorowym patronatem projekt „Dyplom Równości”, który „wpisuje się w postulat otwartości na inicjatywy społeczne w obszarze przeciwdziałania dyskryminacji członków społeczności LGBT+, w tym zwłaszcza młodzieży LGBT+”, a także, w maju 2019 r., „Paradę Równości”. Na mocy deklaracji, w sierpniu i wrześniu 2019 r. wdrażano w szkołach zawierający kontrowersyjne treści projekt „Szkoła Przyjazna Prawom Człowieka”, którego realizacja jest „tym wszystkim, czego oczekują społeczności LGBT i co zostało zapisane w Deklaracji”.

W związku z wymijającą postawą przedstawicieli Ratusza, 8 sierpnia Instytut Ordo Iuris złożył wniosek o przeprowadzenie konsultacji społecznych w sprawie „deklaracji LGBT”, w szczególności planowanego programu edukacji seksualnej. Wniosek ten został poparty kilkoma tysiącami podpisów mieszkańców Warszawy. W ostatnim możliwym terminie, po upływie 30 dni od daty złożenia wniosku, Instytut otrzymał potwierdzenie Ratusza o zgodzie na uruchomienie konsultacji. Władze Warszawy jednak arbitralnie ograniczyły ich zakres, twierdząc, że „podczas konsultacji, o które wnioskowali warszawiacy, będziemy zastanawiać się nad metodami i formami wdrażania i operacjonalizacji projektu zajęć nieobowiązkowych z zakresu edukacji seksualnej, ale nie nad zasadnością zapisów tej Deklaracji”, a termin ich rozpoczęcia „ze względu na trudną sytuację w szkołach, z którą musi mierzyć się warszawski samorząd, prace nad przygotowaniem merytorycznym i organizacyjnym wspomnianych konsultacji” został przesunięty na koniec roku 2019. W marcu 2020 r. wnioskodawcy otrzymali odpowiedź na ponaglenie, w której brak przeprowadzenia konsultacji uzasadniano „sytuacją epidemiologiczną”.

Niezałatwienie sprawy stanowi bezczynność lub przewlekłe prowadzenie postępowania. Zgodnie z § 2 uchwały nr LXI/1691/2013 Rady Miasta Stołecznego Warszawy z dnia 11 lipca 2013 r. w sprawie zasad i trybu przeprowadzania konsultacji z mieszkańcami m.st. Warszawy, uchwalonej na podstawie art. 5a ust. 2 ustawy o samorządzie gminnym, konsultacje przeprowadza się na wczesnym etapie prac nad zagadnieniem poddawanym konsultacjom. Sposób ich zorganizowania ma stwarzać warunki do powszechnego uczestnictwa w nich wszystkich mieszkańców Warszawy, a także zapewniać rzetelność i kompletność informacji o przedmiocie konsultacji oraz ich szczegółowych zasadach i trybie.

„Wybrana z rekomendacji Platformy Obywatelskiej europosłanka Janina Ochojska zapowiedziała ostatnio, że Rafał Trzaskowski «wprowadzi kartę LGBT w całym kraju». Niestety już przykład warszawskiej karty pokazuje, że realizacja tego typu deklaracji odbywa się przy zupełnym ignorowaniu głosu mieszkańców. Celem takich dokumentów nie jest bowiem równe traktowanie, ale uprzywilejowanie konkretnego środowiska postrzegającego świat przez pryzmat swojej ideologii” – komentuje Nikodem Bernaciak, analityk Instytutu Ordo Iuris.

za:opoka.news


***

Rafał Trzaskowski jest kandydatem rewolucji obyczajowej

Gościem red. Ryszarda Gromadzkiego w programie "W punkt" był redaktor naczelny "Polonia Christiana" Krystian Kratiuk. który wskazywał na rzeczywiste motywy, jakie kierują Rafałem Trzaskowskim. – Rafał Trzaskowski znany jest jako polityk tej lewej flanki Platformy Obywatelskiej, która już od wielu lat mówi o tym, że w Polsce należy przeprowadzić rewolucję obyczajową – powiedział Kratiuk.

Europosłanka PO Janina Ochojska zamieściła w mediach społecznościowych wpis sugerujący, że Rafał Trzaskowski powinien zostać poparty przez większość Polaków, ponieważ wprowadzi w całej Polsce kartę LGBT. Później jednak zmieniła swój wpis i zamiast punktu dotyczącego deklaracji LGBT pojawił się postulat „równych szans na rynku pracy”.

Odniósł się do tego Krystian Kratiuk, który był gościem Ryszarda Gromadzkiego w programie „W punkt.”

Tak to jest z politykami w demokracji, że ubiegając się o najważniejsze urzędy w państwie zatajają swoje prawdziwe poglądy, by zdobyć tak zwane centrum, a centrum w Polsce cały czas jest nastawione do tych wszystkich udziwnień (…) sceptycznie i z daleko posuniętą ostrożnością. – wskazywał.

Przypomniał również, że kandydat KO na prezydenta jest politykiem o poglądach lewicowych.

Rafał Trzaskowski znany jest jako polityk tej lewej flanki Platformy Obywatelskiej, która już od wielu lat mówi o tym, że w Polsce należy przeprowadzić rewolucję obyczajową, a Pani Janina Ochojska jak rozumiem wspiera od dawna całą formację antypisowską (…) z Platformą Obywatelską na czele – podkreślił.

Pani Janina Ochojska (…) przypomniała całej Polsce. Miejmy nadzieję, że mimo usilnych starań sztabu Rafała Trzaskowskiego (…) do całej Polski dotrze, że Rafał Trzaskowski jest kandydatem rewolucji obyczajowej. Świadczy o tym nie tylko cała jego dotychczasowa kariera polityczna, ale także wszystkie decyzje podejmowane na szczeblu samorządu stolicy. – wskazywał.

Krystian Kratiuk nawiązał również do wcześniejszych działań Rafała Trzaskowskiego jako prezydenta w Warszawie, jak chociażby zapowiedzi wprowadzenia edukacjo seksualnej w stołecznych szkołach.

Jeżeli jakikolwiek polityk w Polsce mówi ze na razie chciałby wprowadzić wyłącznie związki partnerskie albo na razie wyłącznie tę bardzo progresywną jednoczenie agresywną antypolską i antychrześcijańską edukację seksualną w szkołach, a wiemy, że Rafał Trzaskowski to w Warszawie zaproponował i na to, się zgodził – zauważył.

Według gościa Telewizji Republika Rafał Trzaskowski „jest częścią planu zmieniania świadomości opinii publicznej”

za:telewizjarepublika.pl

***

Próbowałem dowiedzieć się od swego znajomego, który (od wielu lat) raczej idzie po "jedynie słusznej po linii" nakazywanej przez zawsze Postępowe Partie (Urrrra! :-)   ), jakie są plusy przeciwnika Andrzeja Dudy i jakie minusy aktualnie urzędującego Prezydenta.

Próbowałem kilkakroć.
I jeżeli udało mi się przeczekać "standard" okrzyków i doprowadzić do "słyszalności" moją prośbę o konkrety, okazywało się, że...akurat ma pilne, super pilne zajęcie i teraz musi, koniecznie musi, już kończyć...

To byłoby nawet wesołe!-w końcu ONI nie mają argumentów, jeno dyrektywy-gdyby nie było jednak smutne.                                                                                                                                                          -Takie odsamodzielnianie się w myśleniu i działaniu.                                                                                              Szkoda.                                                                                                                                                            Szkoda-przecie to nasi bracia w człowieczeństwie.                                                                                            Szkoda nas wszystkich...
kn

Copyright © 2017. All Rights Reserved.