Sukces w Marszu do Niepodległości
Tendencje oikofobiczne, przekonanie o niskiej wartości graniczące z nienawiścią do własnej nacji, są w medialnej propagandzie dziwnie skorelowane ze stopniem edukacji. Im wyższe wykształcenie tym częstsze przejawy pogardy do własnego narodu. Nieprzypadkowe jest przecież sformułowanie "młodzi, wykształceni z wielkich miast". Świadczy to jednak nie tylko o kreowanym wizerunku postawy, ale także o jakości edukacji, która oprócz przekazywania wiedzy i umiejętności ma przekazywać określony światopogląd. Wykształcenie jest przecież także czynnikiem warunkującym dostęp do władzy i nie jest przypadkiem, że im wyżej w państwowej urzędniczej hierarchii, ale też im bliżej publiczności szklanego ekranu, tym większe przekonanie o niskiej wartości ludzi mieszkających miedzy Bugiem a Odrą. A przecież - i trzeba to też powtarzać wyraźnie i głośno - takie przekonanie jest celem wbijanej nam co najmniej od 1945 roku do głowy komunistycznej propagandy.
Intencją blokady Marszu Niepodległości było nie tyle „powstrzymanie faszyzmu”, ile przede wszystkim kompromitacja idei niepodległościowych. Cała sytuacja zmierzała do sprowokowania zamieszek, by uwiarygodnić deklarowany strach przed demonami faszyzujących radykałów. Blokady w centrum miasta, informacje o zaproszeniu niemieckich bojówek, histeria antyfaszystowskich apeli, która wywoływała u większości Polaków odruch pukania się w czoło. To jednak nie zrażało funkcjonariuszy systemu propagandy i atmosfera absurdu nakręcała się coraz bardziej.
Intencją samego Marszu Niepodległości była zaś demistyfikacja propagandowego wizerunku oszołoma, jaki ze skutkiem udaje się przypiąć do każdego Polaka nie wstydzącego się swojej polskości. Stąd rezygnacja z partyjnych transparentów i znaków. Stąd nieustanne apelowanie o spokój, godność i nieuleganie prowokacjom. Stąd nieustanne próby wyciszenia skrajnych głosów i trzymanie do samego końca trasy Marszu w tajemnicy, by nie było okazji do konfrontacji, nad którą trudno będzie zapanować.
Po zeszłorocznym Marszu Niepodległości obie strony wyciągnęły wnioski. Gdy poprzednim razem zmieniono jego trasę, a kolejne nielegalne blokady były profesjonalnie pacyfikowane przez policję poprzez zablokowanie blokady, uczestnicy Marszu cierpliwie stali i czekali, aż policja puści ich nową trasą. W tym roku organizatorzy trzymali trasę przemarszu w tajemnicy, zaś druga strona wpuściła prowokatorów do środka Marszu. W efekcie udało się wywołać zamieszki w medialnych punktach: startu na pl. Konstytucji i docelowym na Rozdrożu. Znamienne, że rozruchy na Nowym Świecie w okolicach siedziby Krytyki Politycznej, która była współorganizatorem blokady przeszły w zasadzie bez medialnego echa. Znamienne, że gdy policyjny klin wszedł w sam środek tłumu na Rozdrożu, jedyna reakcja było skandowanie przez tenże tłum okrzyku "prowokacja! prowokacja!" Znamienne, że idący po ulicach Warszawy przez dwie godziny Marsz nie był rejestrowany przez żadną stację TV i nie towarzyszyła mu żadna eskorta policji. Wszyscy po prostu doskonale sobie zdawali sprawę, że podczas Marszu nie będzie żadnych zadym, bo przecież nie o zadymy w Marszu chodzi.
Nie chcę się zajmować prezentowaniem dowodów na prowokacje różnych stron, od lewackich bojówek, przez kompromitującą się policję, aż do bezmyślnych narwanych kiboli. To świetnie robią obecnie wszyscy komentatorzy. Chcę skupić się na innym aspekcie wydarzeń z 11 listopada 2011 roku.
Trzeba to jasno i wyraźnie podkreślić: Marsz Niepodległości 2011 odniósł spektakularny sukces na wielu polach. Polacy udowodnili sobie samym, że stać ich ciągle na samoorganizację, że siła dobrych idei jest ciągle żywa i jest silniejsza niż medialna propaganda nienawiści i podziałów. Pokazali sobie samym, że agresja nie jest sposobem na rozwiazywanie problemów, a Polska jest naszym wspólnym domem, o który wszyscy musimy dbać wspólnie, bo jeśli sami o niego nie zadbamy to nikt o niego nie zadba.
Wypunktowując trzeba stwierdzić, że:
Udało się zdemaskować skalę medialnego kłamstwa, porównywalnego jedynie, jak to ujął prof. Żaryn ze stalinowska propagandą. Stało się tak dzięki masowemu ruchowi dziennikarzy obywatelskich, czyli zwykłych ludzi, którzy zabrali ze sobą na Marsz swoje kamery. Zebrane przez Nowy Ekran materiały były następnie wykorzystywane przez inne media, często bez podania źródła, co w kolejny sposób zdemaskowało złodziejski charakter tych instytucji. Zostały bowiem naruszone zarówno zbywalne jak i niezbywalne prawa autorskie prezentowanych materiałów. Efekty tej demistyfikacji przyjdą z czasem.
Skala tzw. zamieszek po podsumowaniu strat jest w porównaniu z liczebnością tej pokojowej manifestacji marginalna i pomijalna. Wystarczy sobie uświadomić, że nawet jeśli przyjąć, że liczba awanturników przekroczyła 1 tys. to jest to mikroskopijny ułamek uczestników obu manifestacji, który według ostrożnych szacunków oscyluje w sumie w granicach 30-40 tys. osób. Jeśli weźmiemy pod uwagę, że zatrzymanych osób było 210 to daje pół procenta uczestników. Jeśli uświadomimy sobie że prawie połowa z tych zatrzymanych to lewaccy obcokrajowcy, to okaże się, że burdy były nie były znacząco większe niż w codziennych policyjnych statystykach. Do przemocy wobec siebie nawzajem niechętni są zarówno prawicowi jak i lewicowi Polacy. To ważna konstatacja.
Wobec powyższego faktu zupełnie inaczej należy spojrzeć na, jednak bardzo liczne, środowiska kibicowskie uczestniczące w Marszu Niepodległości. Okazuje się, że są w stanie masowo przyjąć do wiadomości apel o spokój i godne zamanifestowanie przywiązania do idei niepodległości, że wobec tej idei nie mają najmniejszego znaczenia podziały między wrogimi na co dzień klubami oraz, że są w stanie powstrzymać się od agresywnych reakcji na policyjne i lewackie prowokacje, jeśli wymaga tego potrzeba chwili. Udowodnili, że nie są bezmyślnym bydłem, jak chcą ich usilnie pokazać propagandowe media. Udowodnili sobie samym, że są godnymi ludźmi, przywiązanymi do wartości które wynieśli z domów, a które tak usilnie stara się zniwelować szkoła i medialna propaganda.
Po ostatnim 11 listopada, gdy minęła mi złość na medialne manipulacje i kłamstwa środowiska związanego z Krytyka Polityczną, zaczynam z optymizmem patrzeć w przyszłość. Kłamstwo działa dopóty, dopóki uchodzi za prawdę. Zdemaskowane kłamstwo przestaje być skuteczne. Ale tolerowanie kłamstwa w przestrzeni publicznej rozwala państwo. Jeszcze długo wielu ludzi będzie trwało przy serwowanej przez neostalinowską propagandę narracji, bo tego wymaga od nich psychologiczny mechanizm konsekwencji wobec samego siebie. Trudno jest się przed samym sobą przyznać do ulegnięcia. 15 lat od ujawnienia tego faktu przez Antoniego Macierewicza, Michał Boni w końcu przyznał się do współpracy z SB. Po 11 listopada 2011 skala manifestacji, jej wynikający z głębokiego zakorzenienia wyznawanych wartości spokój, powodują, że przełamane zostały kolejne lody narodowych podziałów. Spokojni biznesmeni, kombatantcy starcy, matki z dziećmi na wózkach, młodzi szalikowcy, ogolone karki, profesorowie, dziennikarze i posłowie szli razem czując się ze sobą dobrze i bezpiecznie. Zjednoczeni nie w abstrakcyjnym proteście, ale w afirmacji własnej tożsamości. Tożsamości eksterminowanej przez oba totalitaryzmy XX wieku:Nazizm i komunizm.
Lepiej sobie nie wyobrażać, co by było gdyby te tłumy skrzyknęły się do protestu o porównywalnie „pokojowym” charakterze co środowisko kawiorowego lewactwa. To czego nie podają media dociera jednak do decydentów i dlatego prezydent Komorowski od razu wyraził "ogromny niepokój", że "ktoś mógł wpaść na pomysł, aby do Polski zapraszać ludzi spoza granic naszego kraju, którzy wyraźnie nie są zainteresowani świętowaniem polskiej niepodległości, a urządzaniem na polskich ulicach awantur i burd". "To narodowy polski wstyd." Donald Tusk z kolei podkreślał, że awantury tego dnia miały chuligański charakter, a nie polityczny. Zaś Tomasz Nałęcz wychodzi z propozycją zorganizowania w przyszłym roku wspólnego dla wszystkich środowisk Marszu Niepodległości, w którym znalazło by się "miejsce dla całego spektrum postaw - od profesora Jana Żaryna po Sławomira Sierakowskiego".
Te wypowiedzi świadczą o wypunktowanych przeze mnie elementach wielkiego sukcesu Marszu Niepodległości, poprzez który Polacy pokazali, że nie dadzą sobie zrobić wody z mózgu i są w stanie legalnymi pokojowymi metodami skutecznie działać w przestrzeni publicznej. Przekaz tego Marszu nie tylko pokazał coś obywatelom, ale realnie oddziałał na zabetonowane wydawałoby się władze. Pytanie czy obywatele uwierzą w tą nagłą zmianę narracji. Bo jest już chyba dla wszystkich jasne, że idące w zaparte środowisko Krytyki Politycznej popełniło spektakularne polityczne samobójstwo.
Wiktor Mokot
ze strony :
http://wiktorinoc.blogspot.com/2011/11/sukces-w-marszu-do-niepodlegosci.html
otrzymane od jb