Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Publikacje polecane

Prace ludzkie, co śmierć przezwyciężają

„Policzyć dokładnie, zawołać po imieniu” – tak o naszych obowiązkach wobec ofiar „władzy nieludzkiej” pisał Zbigniew Herbert w wierszu „Pan Cogito o potrzebie ścisłości”. Prace ekshumacyjne IPN‑u, identyfikujące szczątki Żołnierzy Wyklętych, to realizacja testamentu poety. Podobnie jak dochodzenie prawdy o Smoleńsku.

Gdy Instytut Pamięci Narodowej ogłosił w sierpniu, że zidentyfikował szczątki Zygmunta Szendzielarza „Łupaszki”, Hieronima Dekutowskiego „Zapory” i siedmiu innych bohaterów, w niezależnych serwisach internetowych był to najważniejszy news. Jak bowiem rozmawiać o czymkolwiek innym, gdy dzieje się historia? Tymczasem w mediach głównego nurtu panowała cisza. Niesamowita cisza, która już nie krzyczała, ale grzmiała stokroć potężniej niż wszystkie ich codzienne przemilczenia.

Co chciano nam wykrzyczeć przez tę ciszę, możemy chyba rozszyfrować. Co z tego, że mowa o postaciach i wydarzeniach sprzed ponad 60 lat? Co z tego, że bohaterowie są już dziś postaciami historycznymi, monumentalnymi dzięki swojemu bohaterstwu? Że chociaż w tej sprawie moglibyśmy odpuścić? A my mimo to ich przemilczymy, ta cisza ma bić po waszych uszach jak grzmot. Robiący tym potężniejsze wrażenie, że nachodzący szeroką falą z bardzo daleka. Tak, my wciąż jesteśmy. Nadal silni, zdolni wydawać rozkazy. Hodować tabuny naszych pracowników i zwolenników, którym te nazwiska nic kompletnie nie mówią. Monumentalni? Nie zwiedziecie nas. Już my wiemy, kto będzie zbierał się przed tymi monumentami.

Policzyć dokładnie, zawołać po imieniu


Zbigniew Herbert w wierszu „Pan Cogito o potrzebie ścisłości” pisał o konieczności policzenia bohaterów: „nie wolno się pomylić/nawet o jednego/jesteśmy mimo wszystko/stróżami naszych braci”. Inaczej zaczyna się to, co widzimy w III RP za oknem, czyli „piekło pozorów” i „diabelska sieć dialektyki”. Tak, to ulubione zajęcie autorytetów i intelektualistów postkomunistycznej Polski: relatywizowanie, rozmywanie prawdy i zawsze te same końcowe wnioski. Że nie ma się czym emocjonować, zacietrzewiać. A już broń Boże, działać.

Herbert wskazywał lekarstwo na tę chorobę, czyli tytułową ścisłość: „musimy zatem wiedzieć/policzyć dokładnie/zawołać po imieniu/opatrzyć na drogę/w miseczce z gliny/proso mak kościany grzebień/groty strzał/pierścień wierności/amulety”.

Robota gryzipiórków

W innym wierszu Herberta „Wilki” – posłuchajmy go sobie we Wszystkich Świętych w wykonaniu Przemysława Gintrowskiego, jest w internecie – padają słowa o ich wyklętym losie: „nie opłakała ich Elektra/nie pogrzebała Antygona/i będą tak przez całą wieczność/w głębokim śniegu wiecznie konać/przegrali dom swój w białym borze/kędy zawiewa sypki śnieg/nie nam żałować – gryzipiórkom –/i gładzić ich zmierzwioną sierść”.

Mamy więc prawdę o czynach wielkiej wartości w zestawieniu z najpiękniejszymi wierszami czy esejami gryzipiórków. Ale dzisiejsze ekshumacje, dokonywane z niemal ćwierćwiecznym opóźnieniem, pokazują, że robota gryzipiórków ma jednak pewien sens.

To ona tworzy warunki dla wielkich ludzi czynu – nie tylko zbrojnego. Wystarczy to, czego dokonywał prezes IPN‑u prof. Janusz Kurtyka. Potrafił on władzę powierzoną mu przez państwo – rzadki to wypadek, gdy III RP zachowała się jak państwo, a nie narzędzie oligarchicznej sitwy – wykorzystać do budowy instytucji, która doprowadziła do tego, że wielu niezłomnych bohaterów nie pozostanie na wieczność w owym „głębokim śniegu”, czyli anonimowych zbiorowych grobach.

Opłaciła się także mało efektowna wierność potomków niezłomnych, jak przypominającego o nich przez dziesięciolecia uparcie, niczym herbertowska kołatka, Jacka Kwiecińskiego, publicysty „Gazety Polskiej”, syna ppłk. Wincentego Kwiecińskiego, prezesa III Zarządu Głównego Zrzeszenia WiN.

Nie wiem, czy Zbigniew Herbert był w stanie przewidzieć, że 15 lat po jego śmierci tysiące zwykłych chłopaków z dzielnicy, kibiców Zagłębia Lubin czy Iskry Kielce (piłka ręczna!), trzymać będzie olbrzymie płótna ze słowami jego wiersza: „Ponieważ żyli prawem wilka, historia o nich długo milczy”. Gdy umierał, były one znane nielicznym.

Szczątki? „To nie jest wielki problem”

Dla wychowania zwykłych Polaków ta podrzędna robota gryzipiórków ma więc znaczenie. To, że niepodlegli Polacy różnią się bardzo mocno od tych, którzy odrzucają polską tradycję bądź zostali z niej wykorzenieni, także gdy chodzi o podejście do pamięci o zmarłych, pokazał Smoleńsk. Dla Rosjan to, że szczątki ofiar po wielu miesiącach odnajdywane były wciąż na miejscu tragedii, było czymś normalnym, kwitowanym co najwyżej wzruszeniem ramion. Bronisław Komorowski spóźnione odnajdywanie owych szczątków skomentował słowami: „Sugerowałbym zachowanie umiaru… To nie jest wielki problem”.

Dla Rosjan niczym szczególnie bulwersującym nie było też podmienienie w trumnach ciał Anny Walentynowicz czy Ryszarda Kaczorowskiego. Dotyczy to też parodii śledztwa, z którego wynika – jakże by inaczej – że władza nie miała z tym nic wspólnego. Smoleńsk pokazał, że wielu naszym współobywatelom mentalnością bliżej jest do rosyjskich wychowanków KGB niż do Polaków identyfikujących się ze swoją narodową tradycją. Tak się złożyło, że – z grubsza biorąc – to ci sami współobywatele, którzy postanowili przemilczeć odnalezienie szczątków „Łupaszki” i „Zapory”.

Porzucenie ofiar Smoleńska przez reporterów największych polskich mediów, którzy nie przeprowadzili dziennikarskich śledztw w tej sprawie i postanowili ośmieszać każdego, kto dochodzi prawdy, było po prostu częścią tego samego barbarzyństwa, co porzucenie szczątków przez Rosjan. A kpiny z profesorów badających sprawę smoleńską możliwe są tylko dzięki temu, że propagandyści odziedziczyli kod genetyczny przekazany elitom III RP przez ich ubeckich poprzedników. Tylko ludzie wychowani kulturowo, a bardzo często i rodzinnie na tamtych wzorcach mogli być do tego zdolni.

Nie ma już śmierci, ale nie ma też sprawiedliwości

W wywiadzie, którego „Gazecie Polskiej” udzielił dr Krzysztof Szwagrzyk, koordynator prac ekshumacyjnych na „Łączce”, zatytułowanym w nawiązaniu do Herberta „Policzyć dokładnie, zawołać po imieniu”, padły słowa rzadko wychodzące z ust historyka: „Ciągle doświadczamy sytuacji, kiedy czujemy, że to, co robimy na »Łączce«, jest gdzieś zaplanowane. Że jesteśmy tylko tymi, którzy zostali wyznaczeni jako elementy pewnego mądrego dzieła i że z pewnością nie zaplanował go człowiek”.

Szwagrzyk opowiedział w „Gazecie Polskiej” o człowieku, który wniósł o karę śmierci dla rtm. Pileckiego: „Żaden sąd go nie skazał, ale umierał w klinice położonej przy ulicy Rotmistrza Witolda Pileckiego. To znak, że czasem, kiedy my nie umiemy poradzić sobie z ukaraniem i nazwaniem zbrodni, Opatrzność w jakimś stopniu załatwia to za nas”.

Gdy w 1927 r. sprowadzono do Polski szczątki Juliusza Słowackiego, marszałek Piłsudski powiedział nad trumną wieszcza: „Są ludzie i są prace ludzkie tak silne i tak potężne, że śmierć przezwyciężają, że żyją i obcują między nami”. Z kolei poeta Jan Lechoń, biorący udział w sprowadzeniu szczątków, napisał w wierszu: „Patrzymy nań w milczeniu, bo żadna cię tkliwość/Jak za życia i teraz po włosach nie gładzi./Lecz gdzie chciałeś, tam wracasz./Bierzemy cię bladzi/I wiemy. Nie ma śmierci i jest sprawiedliwość”.

Nie, nie możemy powtórzyć dziś tych słów, dopóki nie tylko Opatrzność, lecz przede wszystkim polskie państwo nie odda należnej czci polskim bohaterom. Dopóki rządu dusz w Polsce – na uniwersytetach, w kulturze, w mediach – nie przejmą ludzie niepodległego ducha, w miejsce tych o konstrukcji psychicznej wdrukowanej przez wychowawców z UB.

Sparafrazuję Lechonia: nie ma już śmierci cywilnej niezłomnych, bo są żywi w pamięci znaczącej części narodu, ale nie ma też – inaczej niż w II RP – sprawiedliwości. Walka o nią nie będzie ani krótka, ani łatwa. I nie mamy w niej – choćby z racji geopolitycznych – gwarancji zwycięstwa. Ale już jej podjęcie stanowi olbrzymią wartość.

Podejmując ją, miejmy w pamięci słowa jeszcze jednej wielkiej polskiej poetki, wywiezionej do sowieckiego łagru Beaty Obertyńskiej: „O co się smęcisz, zziębła pamięci?/O śmierć, czy o istnienie?/Zrozum... Ci tutaj w ziemię wrośnięci/to przyczajone korzenie...”.


Piotr Lisiewicz

za:niezalezna.pl/47801-prace-ludzkie-co-smierc-przezwyciezaja

Copyright © 2017. All Rights Reserved.