Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Publikacje członków OŁ KSD

Tomasz Bieszczad-Przeznaczenie puka do bram

Czy musiała wybuchnąć wojna, żeby znowu zaczęły zapełniać się kościoły, dwa lata temu ogołocone z wiernych przez, siejące grozę, wieści z pandemicznego frontu i surowe instrukcje? Czy pamiętacie: pięć osób na kościół?! I czy musiała przyjść fala kłamliwych, fanatycznych ataków na Jana Pawła II, żebyśmy znów docenili Jego wielkość? W Łodzi – z powszechnego oburzenia po dewastacji Jego pomnika (wczesną wiosną) – wykluczyli się tylko „nieustraszeni” radni lewicy.

Ciekawe, ile czasu musi upłynąć i co musi się zdarzyć, żeby nasze szlachetne odruchy wygasły…?

Czy nie możemy być bardziej niezłomni? Czy nauczymy się oczywistych błędów (i ich fatalnych następstw) zawczasu przewidzieć? Przecież jako chrześcijanie wiemy, że rzeczywistość kształtuje polityka, ekonomia i wojna, ale teraźniejszość ma też „wymiar nadprzyrodzony”. Zaryzykowałbym opinię, że obecny klimat „ożywienia moralnego” zawdzięczamy nie tylko odważnej postawie tysięcy wiernych, oddanych Janowi Pawłowi II – z jednej strony, i blamażowi skrajnie liberalnych koncepcji światopoglądowych – z drugiej. To oczywiste. Ale – w jakimś stopniu – jest to też skutek ofiary i męstwa naszych wschodnich sąsiadów.

W tym momencie Ukraina – dając świadectwo umiłowania wolności – spłaca swoje dawne winy i ratuje przed geopolitycznym upadkiem starą Europę (która w zasadzie na ten upadek sobie dawno zasłużyła przez swoją pychę, brak wyobraźni, korupcję i duchową gnuśność).

Oczywiście – skala obecnych walk i historyczne realia są zupełnie inne, ale obecna sytuacja Ukrainy może nasuwać analogie z powojenną Polską, a jej żołnierze – z naszymi Wyklętymi. Strony konfliktu są te same: Moskale kontra wolnościowcy, a my znowu jesteśmy dumni, że Polska stanęła po słusznej stronie dziejowych zmagań. W tym scenariuszu Rosji znów przypadła paskudna rola morderców i rabusiów. Nie jest to – żadną miarą – rola „bicza Bożego” (Bóg nie posługuje się przemocą), lecz konsekwencja faktu, że imperialna Rosja nigdy nie dokonała rachunku sumienia i nie odrzuciła filozofii przemocy. Przeciwnie, najważniejszy funkcjonariusz moskiewskiej Cerkwi (z KGB-owskiego nadania) jawnie głosi sakralny i zbawczy charakter wojny, czemu przyklaskuje 85% narodu. Albo i więcej.

Gdyby Rosja poległa pod ciężarem własnych zbrodni, byłoby to sprawiedliwe rozwiązanie. Polska i Ukraina, połączone wspólnotą dziejów i przeznaczeń, mogłyby wtedy rozkwitnąć. Wielu uważa, że są to tylko prometejskie rojenia i wyraz tęsknoty za minionym czasem, a poza tym… nie zapominajmy o Wołyniu. Cóż… o Wołyniu nie zapominamy (wbrew temu, co wmawia stronie rządowej część prawicowych mediów). Ukraina dźwiga brzemię zmagań z komuną, dłuższych i bardziej bolesnych niż nasze. Spadek po sowietyzacji jest tam trwalszy. Wprawdzie „wojna wszystko zmienia”, ale nie od razu.

Oto przykład: Łódzki oddział Stowarzyszenia „Odrodzenie” zorganizował wizytę zespołu artystycznego z zachodniej Ukrainy (pisałem już o tym w „Niedzieli”). To była znakomita młodzież, ale nikt im dotąd nie powiedział, że… uwaga: że Wszechświat nie mógł powstać sam z niczego! Goszczeni w parafiach, bardzo chwaleni przez wiernych i proboszczów, dopieszczani przez organizatorów, nie interesowali się kościołami, gdzie występowali i nie zaglądali (nawet z ciekawości) na Msze święte. Budzili w nas mieszane uczucia: podziwu, szacunku i żalu. Kiedy wyjechali, postanowiliśmy odmawiać Różaniec w intencji ich nawrócenia. Bo byli jak te „owce bez pasterza”.

A jednak… przyjaciel, który prowadzi na Ukrainie interesy, mówi mi, że – mimo wojny – buduje się tam teraz sporo cerkwi i kościołów (środki na ten cel zbierają np. emigranci ukraińscy w Kanadzie).

Te świątynie, które już są, nie stoją na Ukrainie puste. Widać zmiany. Ciekawe, że prezydent Zełenski, który dotąd zawsze występował jako „religijnie obojętny”, podczas swej wizyty w Warszawie – używał nagle jasnych odwołań do Boga. Czy był to „polityczny” ukłon w stronę religijnych Polaków, czy może wpływ „męskich rozmów” z Andrzejem Dudą? Czas pokaże.

Zatem (nieco zadziwieni) „kibicujemy” duchowym przemianom u naszych sąsiadów. Staramy się razem zrozumieć Historię. Przezwyciężamy obustronne stereotypy i resentymenty. Patrzymy, co z tego wyniknie. Ukraińcy stawiają opór, kłócą się o swoje, czasem zapominają o wdzięczności. My też walczmy o swoje. To wszystko musi potrwać. Ale dzięki pomocy Ukrainy możemy poznać pełną prawdę o Smoleńsku. Oni nie muszą ważyć słów w tej sprawie. Kiedyś pomniki bohaterów obecnej wojny staną w Polsce. A pomniki upamiętniające ofiary Wołynia staną w ukraińskich miastach.
Wtedy żadna wraża siła nam nie podskoczy. Daj, Boże!


Pierwodruk: łódzka „Niedziela”, 23.04.2023.

Copyright © 2017. All Rights Reserved.