Komentarze i pytania
Hipoteza kolizji z ptakami
- Jest to straszne i chyba nie do powtórzenia w żadnym innym kraju. Ogłoszona została żałoba narodowa, przeżyliśmy niesamowitą tragedię, która dotknęła wszystkie ugrupowania polityczne, wszystkie rodzaje sił zbrojnych. Odeszli ludzie, którzy zapisali się złotymi zgłoskami w historii naszego kraju. Oskarżanie kogokolwiek w takim momencie, kiedy przeżywamy żałobę, ból, traumę, kiedy rodziny ofiar przeżywają wielką rozpacz - w tym przecież również rodziny pilotów - bo oni też tam zginęli, określiłbym mianem: "pogaństwo".
Dlaczego do dziś tak mało wiemy o przyczynach katastrofy...
- I zapewne przez najbliższy czas niewiele się dowiemy. Wyjaśnianie przyczyn katastrof lotniczych trwa około roku, a nawet dłużej. Przywołam tu przykład Radomia i tragedii na Air Show. Wówczas praca komisji trwała rok i udało się wszystko ustalić. W takich przypadkach pośpiech jest jak najbardziej niewskazany. Przy każdej katastrofie lotniczej, a szczególnie przy takiej jak ta z 10 kwietnia, komisja musi dokładnie zbadać wszystko. Jakiekolwiek przedwczesne wypowiedzi, bardzo radykalne: "wszystko było do bani", "nic nie zrobiono przez dwa lata od katastrofy w Mirosławcu", "nie wyciągnięto wniosków", służą tylko jednemu: odchodzą ludzie wyszkoleni, bo mają dość nagonki. Traci kraj, podatnik i traci system obronny naszego kraju i możliwości operacyjne idą w dół.
Lotnicy sugerują, że mógł zawieść samolot, że pilot, nie widząc lotniska, nie podjąłby ryzyka, nie schodziłby zbyt nisko...
- Pilot nie miał prawa zniżać się poniżej wysokości 100 m [jeżeli stacja RSL na lotnisku była nowszej generacji i mogła być traktowana jako radar precyzyjny - przyp. red.], a jeżeli założyć, że było to zejście według dwóch NDB [radiolatarni prowadzących niekierunkowych - przyp. red.], to powinien się zniżyć tylko do 120 metrów. Pilot dalej nie powinien się zniżać, powinien przejść nad pasem na wysokości uznawanej za bezpieczną. Ona gwarantowała stuprocentowe bezpieczeństwo.
Stało się jednak inaczej...
- Prokuratura rozpatruje cztery przyjęte hipotezy. Brany jest pod uwagę stan techniczny samolotu, który mógł mieć wpływ na przebieg zdarzeń, i myślę, że w tym kontekście jest rozpatrywana kolizja z ptakami. Brana jest pod uwagę załoga: niedoszkolenie - a więc błąd pilota, brawura - czyli świadome naruszenie przepisów. Brany jest też pod uwagę wpływ organizacji tego lotu, a także czynnik osób trzecich, które mogły mieć wpływ na to zdarzenie. Myślę, że obecnie jedynym rozsądnym wyjściem jest poczekać na wynik prac komisji, która ma z jednej strony, z uwagi na powagę sprawy, trudne zadanie. Z drugiej zaś strony jej prace są łatwiejsze, bo zachowały się czarne skrzynki z informacjami, które zapewne pokażą w sposób precyzyjny, co się stało.
Gdy wojskowi siadają za sterami samolotów pasażerskich, jest jeszcze miejsce na ryzyko?
- Nie ma. Nigdy. Piloci nigdy tak nie byli szkoleni, nie są i nie będą. Nie ma prawa zaistnieć taka sytuacja, by piloci szkoleni byli "na ryzyko". Oczywiście lotnicy wojskowi mają dużo trudniejsze zadania, bo latają na lotniska nieprzygotowane, na lotniska w rejonie konfliktów, gdzie są przypadki ostrzału z ziemi. Jedno jest pewne, nasi lotnicy byli przygotowani, by polecieć praktycznie wszędzie. Nigdy też nie było żadnej tolerancji na naruszanie przepisów w lotnictwie. One są pisane krwią - to są zdarzenia lotnicze, które nawet nie pozwalają myśleć o naruszaniu tych przepisów.
Dziękuję za rozmowę.
za: NDz z 7.5.2010 (kn)