Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Publikacje polecane

Nie-podległość i nie-wola

W 1914 r., gdy kończyła się la belle époque, wszyscy byli młodzi, dobrze wykształceni, pełni marzeń i planów. Bez wahania poświęcili je dla odrodzenia Rzeczypospolitej. W świetle dzisiejszych wyobrażeń niełatwo zgadnąć, dlaczego. Mogli przecież wygodnie ułożyć sobie życie bez niej.


Zdumiewająca scena rozpoczęła zwycięski marsz Legionów Piłsudskiego do niepodległości: oto siedmiu młokosów upakowanych w dwie bryczki przekracza granicę rosyjsko-austriacką w Kocmyrzowie, nad ranem 3 sierpnia 1914 r. Są po cywilnemu, chociaż w ukryciu wiozą broń i mundury. Cyrk Monty Pythona, zdawałoby się.

Tomasz Łysiak w najnowszym numerze tygodnika „wSieci” przypomniał tę scenę sprzed 99 lat. To była tzw. ułańska siódemka – patrol zwiadowczy wysłany przez Piłsudskiego celem rozpoznania terenu, na który w trzy dni później wkroczy Pierwsza Kadrowa, by obalić rosyjskie słupy graniczne i wzniecić powstanie. To ostatnie – jak wiadomo – się nie powiodło, ale droga do niepodległości została wytyczona. Forpocztą było owych siedmiu śmiałków, których Komendant żegnał słowami: „Choć będziecie wisieć, spełnicie pięknie żołnierski obowiązek, ale historia o was nie zapomni”.

Ułańska fantazja

Nie zawiśli. Mundury włożyli na pierwszym postoju, we dworze w Goszycach. Ruszyli do Jędrzejowa, skąd Rosjanie umknęli na wieść o polskim „wojsku”. Ustąpili mu też pola w okolicach Prandocina, bo we mgle przeszacowali siły garstki strzelców. Grupa zwiadowcza w majątku Kleszczyńskich w Krzeszowicach otrzymała konie i powróciła z wyprawy 4 sierpnia już jako oddział ułanów. Trzeba było nie lada determinacji i zaiste ułańskiej fantazji, by podjąć się równie szalonej eskapady.

Warto więc przyjrzeć się bliżej jej uczestnikom, zwłaszcza że ich biografie obrazują losy formacji niepodległościowej, do której przynależeli. W chwili wybuchu Wielkiej Wojny stali oni u progu życia. Dwaj najstarsi mieli po 26 lat, najmłodszy – 18, pozostali ledwie przekroczyli 20.

Siódemka Beliny


Dowodził nimi 26-letni por. Władysław Belina-Prażmowski, absolwent Politechniki Lwowskiej, który na studiach wstąpił do Związku Walki Czynnej i Związku Strzeleckiego. Potem przeszedł cały szlak bojowy Legionów, w 1918 r. dosłużył się stopnia pułkownika, rok później to on właśnie, na czele jazdy zajął Wilno. W wolnej Polsce był prezydentem miasta Krakowa i wojewodą lwowskim. Rok przed wybuchem II wojny, w wieku 50 lat zmarł na atak serca.

Jego rówieśnik – Janusz Głuchowski – należał do organizacji „Promieniści”, jako uczeń brał udział w strajku szkolnym. W 1905 r. wstąpił do Organizacji Bojowej PPS, drukował „Robotnika”. Studiował w Belgii, na Politechnice w Liège. Rozpoczętą w Legionach karierę wojskową kontynuował po I wojnie – w 1927 r. awansował do stopnia generała brygady, w 1935 r. został pierwszym wiceministrem spraw wojskowych. Podczas II wojny przez Rumunię przedostał się do Londynu, był generałem do zleceń Naczelnego Wodza. Pozostał na emigracji, współtworzył Instytut Józefa Piłsudskiego w Londynie, był jego prezesem.

Późnego wieku dożył – także na emigracji – Stefan Hanka-Kulesza, który kształcił się w Szkole Mechaniczno-Technicznej Hipolita Wawelberga i potem na Politechnice w Gandawie, gdzie zaangażował się w działalność „Filarecji” i Związku Strzeleckiego. Ranny w bitwie warszawskiej, pozostał w wojsku, choć nie zrobił wielkiej kariery. W kampanii wrześniowej dowodził tak niefortunnie, że po czterech dniach został odwołany z dowództwa Kresowej Brygady Kawalerii. Dostał się do niewoli, resztę wojny spędził w oflagu Murnau.

Dość podobnie ułożyło się życie Ludwika Kmicica-Skrzyńskiego. Studiował na Politechnice, najpierw we Francji, w Nancy, potem w Belgii, w Liège. Walczył w wojnie z bolszewikami, potem był majorem Wojska Polskiego. W kampanii wrześniowej brał udział w bitwie pod Kockiem, trafił do niewoli. W 1945 r., po opuszczeniu oflagu wstąpił do II Korpusu. Po wojnie został w Anglii, pracował jako robotnik fabryczny w Manchesterze i tam zmarł w 1972 r. Pozostali trzej członkowie „ułańskiej siódemki” zginęli w walce o niepodległość. Jako pierwszy Zygmunt Karwacki – podczas kampanii wołyńskiej, w 1916 r. Najmłodszy w tym gronie Antoni Jabłoński poległ w wojnie 1920 r., we Lwowie.

Wreszcie ostatni: Stanisław Grzmot-Skotnicki, absolwent Akademii Handlowej w Sankt Gallen, w Szwajcarii, w latach dwudziestych dowodził 15. Pułkiem Ułanów Poznańskich. W czasie przewrotu majowego pozostał lojalny wobec rządu, wystąpił przeciwko Piłsudskiemu, co zresztą bynajmniej nie ściągnęło na niego kłopotów, kontynuował karierę wojskową aż do 1939 r. W kampanii wrześniowej walczył nad Bzurą, zginął przebijając się do Warszawy.

Życie w wychodku

W 1914 r., gdy kończyła się la belle époque, wszyscy byli młodzi, dobrze wykształceni, pełni marzeń i planów. Bez wahania poświęcili je dla odrodzenia Rzeczypospolitej. W świetle dzisiejszych wyobrażeń niełatwo zgadnąć, dlaczego. Mogli przecież wygodnie ułożyć sobie życie bez niej.

11 lat wcześniej odbyła się w Krakowie, skąd ruszyli, premiera „Wyzwolenia” Wyspiańskiego. Ze sceny padły słowa: „Tragiczną będzie nasza gra:/skarżeniem, chłostą i spowiedzią./Wyzwolin ten doczeka się dnia,/kto własną wolą wyzwolony!”.

Ich Komendant zaś mówił, że „w wychodku, jakim jest nasze życie, żyć nie mogę, to ubliża mi jako człowiekowi z godnością nie niewolniczą”.

Może myśleli podobnie?

Może z tego samego powodu nikogo z „ułańskiej siódemki” nie wchłonął PRL. Pozostali wolni od tego ciągnącego się przez dziesięciolecia doświadczenia, które przeorało świadomość Polaków i odebrało im wolę niepodległości. Bo dzisiaj – wyćwiczeni w sztuce mimikry – już jej nie mają. Nie potrafią zrozumieć szaleństwa „siódemki Beliny”, która wyprawia się przeciwko potędze Rosji. Poświęcają się głównie pogoni za odświeżaczami powietrza neutralizującymi odór wychodka.

Żałosna kondycja III RP jest prostą konsekwencją mizerii ducha jej obywateli, których Jerzy Targalski nazwał niedawno na tych łamach „narodem o złamanym kręgosłupie”.

Ten zalękniony naród niepodległość odczuwa jako ciężar. I próbuje się jej wyzbyć, składając ją w ręce potężniejszych protektorów: Rosji, Niemiec, Unii Europejskiej… Choćby za cenę upokorzeń na miarę śledztwa smoleńskiego. Byle tylko uciec od odpowiedzialności za własny los, od trudu kształtowania rzeczywistości wedle własnej woli – w starciu z cudzą. Dzisiaj to starcie nie wymaga daniny krwi. Wymaga tylko cywilnej odwagi.

A jednak i to – jak się okazuje – zbyt wiele.


Wanda Zwinogrodzka

za:niezalezna.pl/48159-nie-podleglosc-inie-wola

Copyright © 2017. All Rights Reserved.