Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Katyń 1940-2010

Międzymorze wie, że Smoleńsk to zbrodnia Putina. Tylko „polska” opozycja nadal trzyma się wersji rosyjskiej

Po agresji Rosji na Ukrainę wielu byłych i obecnych przywódców Europy Środkowej zaczęło głośno przypominać o tym, co wydarzyło się 10 kwietnia 2010 r. w Smoleńsku. O tym, że za katastrofą stali Rosjanie, bez ogródek mówią obecny prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski, były prezydent Wiktor Juszczenko, ale także były prezydent Gruzji Micheil Saakaszwili.

– Logika działań Rosji stała się czytelna dla państw Europy Środkowej – mówi prof. Piotr Grochmalski.W ostatnich miesiącach mieliśmy do czynienia z wysypem opinii najważniejszych polityków Europy Środkowej, którzy bez ogródek mówią o zamachu w Smoleńsku. W rozmowie z założycielem serwisu Gordonua.com Dmitrijem Gordonem takie zdanie wyraził Wiktor Juszczenko, który został zapytany o to, „czy Rosjanie zabili prezydenta Polski Lecha Kaczyńskiego” w Smoleńsku 13 lat temu.

– Jestem przekonany, że Rosjanie zabili Lecha Kaczyńskiego – powiedział Wiktor Juszczenko. – Myślę, że Polacy go nie docenili. To światły prezydent, który zawsze patrzył ponad horyzont – podkreślił były prezydent Ukrainy, który z Lechem Kaczyńskim spotkał się ponad 30 razy.

Podobną opinię ma obecny prezydent Ukrainy, który wątek zbrodni w Smoleńsku poruszył podczas wystąpienia w Warszawie w ubiegłym tygodniu. – Nasz wspólny wróg będzie ponosił odpowiedzialność za Bykownię, Buczę, za Katyń i Smoleńsk – powiedział Wołodymyr Zełenski.

Lata temu powtórzył to też były prezydent Gruzji. – Na liście wrogów Putina Kaczyński był na pierwszym miejscu. Oni przygotowali to, zrobili to w sposób bardzo tragiczny. Putin jest zdolny do tego, to jest profesjonalny zabójca i to jest człowiek, który nigdy się nie powstrzymuje, kiedy chce kogoś zniszczyć – stwierdził Micheil Saakaszwili. Teraz były prezydent Gruzji potwierdził te słowa w dramatycznym liście napisanym w więzieniu, do którego dotarła dziennikarka Beata Płomecka. „To jest moja ostatnia nadzieja na pozostanie przy życiu. Polska to najbardziej szlachetny i wierny ideałom kraj na świecie. Jeśli uda mi się przeżyć, będę za to wdzięczny Polsce. Lech Kaczyński był politykiem, który miał największy wpływ na moje poglądy. Powtarzał mi: »Różnica między nami, jako członkami Unii, a wami jest taka, że kiedy ja przestanę być prezydentem, będę mógł żyć, ty możesz zostać zabity«. Niestety, zabił go Putin, który teraz zabija mnie” – napisał Saakaszwili.

Ocenę potwierdza też Vytautas Landsbergis, pierwszy przywódca niepodległej Litwy. Ten mówił o swoich wątpliwościach już w 2012 r. „Wasze koła rządowe okazywały mi niezadowolenie, a nawet gniew, gdy głośno powiedziałem, że Polska zrobiła zasadniczy błąd na samym początku śledztwa smoleńskiego, oddając je w ręce Rosji. Ciągle myślę: jak mogliście dopuścić, by zatarto wszystkie ślady?” – mówił Landsbergis w wywiadzie dla „Plusa Minusa”. Jego zdaniem Polska, będąca pod rządami Donalda Tuska, dała się wyszydzić i sponiewierać...

za:niezalezna.pl


***

Przyjaciel Saakaszwilego dla Niezalezna.pl: „Prezydenta Kaczyńskiego zabiła Rosja”

- Michael Saakaszwili jest zabijany powoli - w przeciwieństwie do tego, jak Putin zabił naszego wielkiego przyjaciela i prawdziwego lidera Polski prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Uważamy, że zabiła go Rosja i była to kara za wolną Gruzję. Pamiętamy wizytę prezydenta Kaczyńskiego w Gruzji, jego przyjacielskie relacje z prezydentem Saakaszwilim. Prezydent Polski wsparł Gruzję i pomógł jej przetrwać w 2008 r. Jednak właśnie wtedy Władimir Putin obiecał zemścić się na tych, którzy pomagali Gruzinom. Więc zabił Waszego prezydenta, lidera wolnej Europy – mówi portalowi Niezalezna.pl Georgi Czaladze, przyjaciel i bliski współpracownik prezydenta Micheila Saakaszwilego.

Panie Czaladze, jaki jest obecnie stan zdrowia prezydenta Saakaszwilego?

Ostatnim razem miałem szanse go zobaczyć dzień przed wylotem z Gruzji do Warszawy, dokąd przybyliśmy, by w jego imieniu otrzymać Nagrodę Prometejską im. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Widziałem człowieka, który wygląda jak żywy trup, jak ktoś, kto jest bliski śmierci. Ten stan jest wywołany otruciem ciężkim metalem, na co mamy dokumentalne potwierdzenie w postaci raportu toksykologicznego, sporządzonego w USA, w Kalifornii. Uważamy, że Micheil Saakaszwili został otruty podczas przetrzymywania go w więzieniu, a ślad prowadzi bezpośrednio do putinowskiego reżymu. Michael Saakaszwili jest zabijany powoli - w przeciwieństwie do tego, jak Putin zabił naszego wielkiego przyjaciela i prawdziwego lidera Polski prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Uważamy, że zabiła go Rosja i była to kara za wolną Gruzję. Pamiętamy wizytę prezydenta Kaczyńskiego w Gruzji, jego przyjacielskie relacje z prezydentem Saakaszwilim. Prezydent Polski wsparł Gruzję i pomógł jej przetrwać w 2008 r. Jednak właśnie wtedy Władimir Putin obiecał zemścić się na tych, którzy pomagali Gruzinom. Więc zabił Waszego prezydenta, lidera wolnej Europy. Teraz zabija powoli naszego prezydenta, mojego przyjaciela.

Sytuację Micheila Saakaszwilego pogarsza czas. Walczymy z czasem, ponieważ każdy dzień spędzony przez niego w celi więziennej oznacza, że ponownie nie otrzyma pomocy medycznej. On potrzebuje natychmiastowej ratunku, którego polski rząd zgodził się udzielić. Polska jest bardzo aktywna w sprawie prezydenta Saakaszwilego od pierwszego dnia jego uwięzienia. Ze względów humanitarnych Polacy robią wszystko, co możliwe – poczynając od interwencji w Parlamencie Europejskim i kończąc na działaniach polskiej ambasady w Tbilisi. Wszyscy nasi przyjaciele w Sejmie, Senacie, w Strasburgu, Brukseli i Tbilisi, wszyscy robią wszystko, co tylko mogą.

Prezydent Saakaszwili przez lata był związany z Ukrainą. Dziś ten kraj, przy wsparciu wolnego świata, broni się przed rosyjską agresją. Ale jak na tę wojnę patrzą obecne gruzińskie władze, które wysłały prezydenta Saakaszwilego do więzienia? Jak wojnę odbiera gruzińskie społeczeństwo i opozycja, którą Państwo reprezentują?

Kiedy mówimy o wojnie w Ukrainie, widzimy kontynuację tego, co się zaczęło w 2008 r. Prezydent Saakaszwili wraz z prezydentem Kaczyńskim uprzedzali resztę świata, że następnie Rosja zaatakuje Krym, Kijów, po nich Polskę i resztę świata. Niestety wówczas nie wierzono im. Świat myślał, że to przesada. Ale czas pokazał, że mieli rację.

Uważamy, że to nie jest rosyjsko-ukraińska wojna. To jest wojna Rosji przeciwko wolnej Europie i wolnemu społeczeństwu całego świata. My postrzegamy wojnę w Ukrainie jako część walki również o naszą wolność. Wiele wysokiej klasy zawodowych wojskowych z Gruzji udało się, aby walczyć, na Ukrainę. Np. bardzo symboliczny jest udział w działaniach wojennych byłego ministra obrony Gruzji Irakli Okruaszwilego, który walczył tam przeciwko Rosji, czy byłego premiera Georgia Baramidzego. Jak równie udział byłego wiceministra spraw wewnętrznych Gruzji Giorgia Lortkipanidzego, który został wiceszefem ukraińskiego wywiadu. Wielu gruzińskich urzędników z czasów prezydenta Saakaszwilego walczy z karabinem w ręku po ukraińskiej stronie. Ponieważ uważamy, że bronimy także naszej przyszłości i naszych dzieci. Wierzę, że wolny świat wygra.

Gdyby Ukraina została zajęta, oni wróciliby do Gruzji, do Polski. Zwariowany pomysł Putina polega na tym, że on chce wskrzesić Związek Sowiecki. Więc nie myśli o Polsce jako o wolnym kraju. Myśli o niej jak o ziemiach „wielkiej Rosji”, która nigdy nie istniała. Będziemy z nim walczyć do końca i nie pozwolimy Putinowi z nami wygrać.

Nie da on rady. Przyszłość należy do wolnego świata, z nowymi członkami Unii Europejskiej – Gruzją, Mołdawią i Ukrainą. Mam nadzieję, że prezydent Saakaszwili, który zdołał zachować państwowość Gruzji w 2008 r., dożyje tego czasu.

Gruzja stała się jednym z kierunków, do którego po napadzie na Ukrainę zaczęli masowo uciekać Rosjanie obawiający się poboru. Jak teraz wygląda sytuacja? Czy przybysze próbują wpływać na Gruzinów?

W 2012 r. prezydent Saakaszwili – jako pierwszy lider w regionie - pokojowo przekazał władzę po przegranych wyborach. Przejęła ją partia, która niestety okazała się ugrupowaniem w pełni rządzonym przez Rosjan. To nie jest prorosyjski rząd, to jest rosyjski rząd. Członkowie rządu w Tbilisi mają rosyjskie paszporty w ramach podwójnego obywatelstwa. Państwo jest rządzone przez rosyjskich oligarchów. Tak np. rosyjski oligarcha Bidzina Iwaniszwili mianował swojego prywatnego ochroniarza ministrem spraw wewnętrznych. Jego drugi osobisty ochroniarz jest szefem służb specjalnych kraju. Premier Gruzji jest prywatnym bankierem Iwaniszwilego, czyli człowiekiem, który osobiście podpisywał dokumenty na wielomilionowe dolarowe transfery. Z kolei ministrem obrony Gruzji jest były szeregowy urzędnik działu wydającego karty plastykowe w banku Kartu, należącym do oligarchy Iwaniszwilego. Więc ludzi są dobierani nie na podstawie kwalifikacji zawodowych, lecz na podstawie tego, na ile są oddani. I wszyscy ci ludzie są powiązani z Iwaniszwilim i są wprost Rosjanami. Działają wyłącznie w interesach Rosji, nie zaś w interesach Gruzji.

Kiedy rozpoczął się atak Rosji na szeroką skalę na Ukrainę, oczywiście niektórzy normalni ludzie z Rosji, którzy nie wspierają polityki Putina, przybyli do Gruzji. Ale my widzimy również, że przybyli także wysłannicy rosyjskich służb specjalnych. Co zagraża gospodarce i bezpieczeństwu kraju. Zwłaszcza zobaczyliśmy ich ślad podczas niedawnych wydarzeń w Tbilisi [w połowie marca w Gruzji odbyły się protesty przeciwko uchwaleniu ustawy o „agentach zagranicznych”, którą określono jako „rosyjską ustawę”]. I w dniu, kiedy młodzi Gruzini wyszli protestować przeciwko „rosyjskiej ustawie”, zobaczyliśmy setki samochodów z rodzinami w środku, opuszczających Gruzję i powracających do Rosji.

Gruzja jest przyjaznym krajem. Jesteśmy ciepłymi i gościnnymi ludźmi. Ale kiedy widzimy, że człowiek jest agentem służb specjalnych, choć próbuje pokazać, że jest przyjacielem, nie wierzymy mu. I dla mnie, jeżeli w trakcie legalnych protestów obywatelskich w Gruzji całe rodziny opuszczają kraj, jest to sygnał, że oni przybyli do kraju nie w pokojowych celach. Oni przybyli dla czegoś innego. I jak tylko zobaczyli, że przegrali, to po prostu wyjechali.

Zakłada się, że około 300 tys. Rosjan przybyło do Gruzji, co by stanowiło około 10 proc. ludności kraju.

Niestety gruziński rząd nie jest transparentny. I my możemy polegać tylko na danych, które widzimy w statystykach. Nie znamy prawdziwych liczb. Może to być więcej niż te 300 tys. Na ulicach Tbilisi obecnie słychać tylko osoby mówiące po rosyjsku. Większość samochodów ma rosyjskie numery rejestracyjne. Restauracje wprowadzają menu po rosyjsku, choć język rosyjski zastąpiliśmy wcześniej angielskim.

My szanujemy literaturę, kulturę Rosji, ale rosyjscy politycy są czerwoną linią, za którą stoi okupacyjna polityka Rosji i Putin. Nie należymy do rosyjskiej ludności, do rosyjskiej orbity. Należymy natomiast do orbity Unii Europejskiej, wraz z Polską, Ukrainą, i innymi środkowoeuropejskimi państwami. Jesteśmy państwem europejskim, nie zaś byłym Związkiem Sowieckim.

A czy możemy powiedzieć, że kwestia wolności prezydenta Saakaszwilego zależy wprost od decyzji Putina?

Tak, ja tak uważam. Jedynym, kto czerpie korzyści z obecnej sytuacji Micheila Saakaszwilego, jest Putin. Jest jedynym na całym świecie, kogo to cieszy. W 2008 r. Putin stwierdził, zacytujmy wprost – „powieszę Saakaszwilego za jaja”. I od tego czasu próbuje zemścić się na Micheilu, a teraz stara się go zabić. Widzę, że świat stara się do tego nie dopuścić. Ale musimy się pospieszyć, ponieważ Micheil może być już martwy, kiedy my wygramy.

Zresztą nie tylko ja widzę, że sytuacja jest jasna - to jest osobista zemsta Putina, realizowana przez rosyjskiego oligarchę Iwaniszwilego w Gruzji. Jak Putin i Iwaniszwili są powiązani? Jeżeli rosyjski oligarcha Iwaniszwili sprzeciwi się decyzjom Putina, jego życie będzie zagrożone. Wiemy, jak Putin zabija ludzi, których nie lubi. Prezydent Saakaszwili został otruty jak Nawalny czy Skripal. Każdy, kto sprzeciwia się Putinowi, umiera od kuli, w wyniku „wypadku” czy otrucia. I wiemy, że jeżeli Iwaniszwili pójdzie przeciwko Putinowi, umrze. A on nie chce tego i woli trzymać Micheila do śmierci, niż samemu umrzeć.

Czy Micheil Saakaszwili mógł nie wracać do Gruzji w październiku 2021 r.?

Tak, mógł. Ale prezydent Saakaszwili jest mężem stanu. Pamiętam bardzo dobrze, jak w 2008 r. [w momencie ataku Rosji] zadzwonił jego telefon. Na linii był prezydent USA, który powiedział: „Micheil, samolot jest gotowy. Ewakuujemy Ciebie i Twoją rodzinę z kraju”. Micheil, długo się nie zastanawiając, odpowiedział: „Nie potrzebuję samolotu. Potrzebuję, by mój kraj przetrwał, by walczył przeciwko Rosji”. I został w kraju. Bez tego Rosjanie zajęliby Tbilisi i zostalibyśmy regionem Rosji. Podobnie stało się z Zełenskim. Który też dostał telefon z propozycją opuszczenia Kijowa i ewakuacji do USA, ale również odmówił.

Wracając do Gruzji - prezydent Saakaszwili wiedział o ryzyku. Ale wiedział też, że bez jego udziału procesy polityczne w kraju w całości zejdą do poziomu rosyjskiej rzeczywistości. Więc to była jedyna właściwa decyzja – wrócić do kraju [po ośmioletniej nieobecności]. Jednak prawda jest też taka, że Rosja była bardzo zainteresowana, by oddzielić Micheila od Zełenskiego. Ponieważ Zełenski jest prezydentem-bohaterem, który teraz także ma doświadczenie w walce przeciwko Putinowi. Gdyby ci dwaj bohaterowie walki o wolny świat z Putinem połączyli siły, to zwiększyłoby ich szansę na wygraną. Dlatego w interesie Rosji było, by prezydent Saakaszwili wrócił do Gruzji, i go tam uwięzić. Ponieważ dziś siedziałby on w CNN, jutro w BBC, a pojutrze w SkyNews. I dotarłby do każdego premiera lub prezydenta na świecie, by pomoc prezydentowi Zełenskiemu.

Pamiętam, jak rosyjska propaganda przedstawiała Zełenskiego. Tak jak w przypadku Micheila mówiła, że Zełenski jest słaby, boi się walczyć, że jest komediantem, nie potrafi rządzić krajem. Ale widzimy, że on jest gwiazdą polityki światowej, człowiekiem wolnego światu, liderem. Jesteśmy dumni z tego, co robi teraz.

Nadal wierzę, że powrót Michela do kraju to nie jest koniec. To tylko początek historii. Wierzę, że on ma misję do spełnienia nie tylko w Gruzji, ale też w całym regionie.

Nagroda Prometejska im. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego zostanie wręczona już dziś. Jednak wczoraj deputowana gruzińskiej rządowej partii Eka Sepaszwili powiedziała: „Niewykluczone, że za nagrody zapłaciła rodzina trzeciego prezydenta”… Jak Pan skomentuje te słowa?

Niedawno w imieniu prezydenta Saakaszwilego otrzymaliśmy nagrodę w Norwegii im. Sjura Lindebrække’a za demokrację i prawa człowieka. I od razu po wręczeniu nagrody ambasador Norwegii w Gruzji został wezwany do gruzińskiego MSZ. Mieliśmy do czynienia z politycznym protestem gruzińskiego rządu, którego przedstawiciele oświadczyli, że prezydent Saakaszwili nie powinien był zostać odznaczony.

Członkini parlamentu, która we wtorek zarzuciła, że rodzina Saakaszwilego, „zapłaciła pieniądze za nagrodę”, nie jest pierwszy. Z każdym naszym sukcesem, po każdym naszym kroku, oni nazywają członków Parlamentu Europejskiego przekupionymi. Oni twierdzą, że prezydent Ukrainy jest rzekomo przekupiony przez wszystkich, kto jest po jasnej stronie. I takie słowa są obraźliwe dla Polski i Polaków. Paradoksalnie mówią to ludzie, którzy doszli do władzy nie dzięki kwalifikacjom, a dzięki pieniądzom. Oni nie znają innych dróg awansu, jak tylko przekupstwo. Dlatego nigdy nie zobaczymy oligarchy Iwaniszwilego, otrzymującego jakąkolwiek nagrodę, jeżeli za nią nie zapłaci.

Choć trzeba przyznać, że wolność słowa polega na swobodnym wyrażaniu opinii. Więc ci członkowie parlamentu, poprzez to, jak mówią o Polsce, mają prawo demonstrować, jak głupi albo skorumpowani sami są.

Z drugiej strony – jest mi żal i przepraszam Polskę i naszych przyjaciół za taką obrazę. Zwłaszcza, że tu na stole przed nami leży dokument z podpisem prezydenta Lecha Kaczyńskiego, który 3 marca 2008 r. odznaczył Micheila Saakaszwilego Krzyżem Wielkim Orderu Zasługi RP za „wybitne zasługi w rozwijaniu współpracy między Rzeczpospolitą Polską a Gruzją”. I teraz my otrzymujemy w imieniu prezydenta Saakaszwilego Nagrodę Prometejską im. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego portalu Niezalezna.pl.

Jesteśmy bardzo wdzięczni i dziękujemy portalowi Niezalezna.pl za organizowanie takiego wydarzenia, szczególnie w tak trudnym czasie. Prezydent Saakaszwili ucieszył się i był dumny z otrzymania tej nagrody.

W latach prezydentury Micheila Saakaszwilego Pan towarzyszył mu. Spotykał też prezydenta Lecha Kaczyńskiego.

Byłem świadkiem wizyty prezydenta Kaczyńskiego w Gruzji w 2008 r. Prezydent Saakaszwili i on udali się na linię ognia. Jak tylko [rosyjscy wojskowi] dowiedzieli się, że przybył prezydent Polski, zobaczyli, jak odważnie wysiadł z samochodu, zaczęli strzelać w powietrze. I pamiętam, jak Micheil Saakaszwili i Lech Kaczyński powiedzieli ochronie, że się nie boją. I że demonstracyjnie wysiądą z samochodu i to pokażą. To był symbol odwagi. „Zostaniemy, by chronić ziemię Gruzji w imieniu wolnej Europy”. To był jeden z najbardziej odważnych momentów, który widziałem – prezydent Kaczyński stojący i słuchający strzałów rosyjskich karabinów Kałasznikowa. A przecież nie mieliśmy pewności, czy nie będą do nas strzelać.

Pamiętam także słowa, które prezydent Kaczyński powiedział tego samego dnia wieczorem. Mieliśmy przyjacielską kolację. On był bardzo zmęczony. W pewnym momencie podszedł do profesor Giuli Alasanii, matki prezydenta Saakaszwilego, wziął ją za przedramię i powiedział, patrząc, jak Micheil żegna się z innymi prezydentami: „Profesor Alasania, kiedy patrzę na Pani syna, on przypomina mi mnie samego w młodości”. I to był bardzo ciepły moment. To była prawdziwa przyjaźń. On był prawdziwym przyjacielem Gruzji. I myślę, że gdyby Lech Kaczyński żył, Micheil nie byłby teraz w więzieniu. Na pewno.

Olga Alehno

za:niezalezna.pl

***

Historyczne słowa Zełenskiego o Smoleńsku. Komu były nie w smak? Tylko oni nie klaskali

Podczas przemówienia prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego padły absolutnie historyczne słowa o tragedii w Smoleńsku z 2010 r. Przyjęto je owacyjnie. Uczestniczący w uroczystości Tomasz Sakiewicz przekazał, że wśród VIP-ów oklaskami tych słów nie przyjęły jedynie trzy osoby. Patrząc na nazwiska, nie ma w tym niespodzianki...

Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski w swoim wystąpieniu mówił o rosyjskich zbrodniach -  wspomniał o Bykowni, Katyniu i Smoleńsku. "Im więcej wolności będziemy mieli, tym więcej gwarancji będzie dla sprawiedliwości. Tym więcej gwarancji, tego, ze nasz wspólny wróg będzie odpowiadał za Bykownię, Buczę, Katyń i Smoleńsk" - oświadczył prezydent Ukrainy.

To niezwykle mocne słowa, pokazujące, w jaki sposób ukraiński przywódca traktuje niezwykle trudne w polskiej historii wydarzenia z 10 kwietnia 2010 roku.

Po tych słowach Wołodymyra Zełenskiego rozległy się gromkie brawa. Jednak - jak się okazało - nie wszyscy owacyjnie przyjęli historyczne przemówienie, w którym padło nawiązanie do tragedii Smoleńskiej.

- Przy słowach o Katyniu i Smoleńsku tylko Tusk, Klich i Bielecki nie klaskali - przekazał uczestniczący w wydarzeniu redaktor naczelny "Gazety Polskiej", Tomasz Sakiewicz, który znajdował się niedaleko tej wspomnianej trójki. To wiele wyjaśnia...

Podobną obserwację odnotował Antoni Macierewicz, były szef MON.

- Tusk był ponury, przeżywał tę wypowiedź, jakby była skierowana przeciwko niemu, a przecież była ona skierowana przeciwko Putinowi - mówił w TV Republika marszałek Senior.

za:niezalezna.pl

***

W cieniu kłamstwa

Po napaści Rosji na Ukrainę świat zaczął dostrzegać rzecz dla nas oczywistą – że 10 kwietnia 2010 r. mogło dojść i zapewne doszło do zamachu, za który odpowiedzialne są władze Federacji Rosyjskiej.Mówią o tym przedstawiciele Polski na forach międzynarodowych instytucji, mówi o tym wielokrotnie Wołodymyr Zełenski. I tylko w polskich mediach społecznościowych nie wolno użyć słowa „zamach”, bo z miejsca powoduje to reakcję tych, którzy za wszystko inne Putina chwilowo nienawidzą, lecz w tej jednej sprawie zawsze rzucą się w obronie jego dobrego imienia.

To nic nowego – już w 2014 r., gdy pod ambasadą Rosji odbywał się wielki protest przeciwko napaści tego kraju na sąsiada, na wystąpienie, w którym padło hasło „Smoleńsk”, współdemonstranci zareagowali agresją. Kłamstwo być może ma krótkie nogi, ale rzuca długi cień, w którym wielu jest bardzo wygodnie.

Krzysztof Karnkowski

za:niezalezna.pl


***

Wstrząsające ustalenia! Po Smoleńsku Rosjanie zażądali raportu ws. CASY. Co zrobił rząd Tuska?

Polska Tuska stała się „ocieplaczem” wizerunku Rosji w oczach Zachodu. Gorliwość resetowa ekipy Tuska nie miała żadnych ustalonych granic, co skrzętnie wykorzystywali Rosjanie - podejmując próbę wykorzystania śledztwa smoleńskiego do zapuszczenia wywiadowczej sondy w tajemnice katastrofy NATO-owskiego samolotu transportowego z roku 2008, w której zginęła elita polskich Sił Powietrznych. Była to forma testu, na ile Polacy są w stanie znosić rosyjskie próby inwazyjnego ingerowania w suwerenność Rzeczpospolitej i wykorzystywania śledztwa w sprawie Smoleńska do zupełnie innych celów, narażając tym samym swój państwowy interes, pozycję międzynarodową i prestiż na oczywisty szwank - pisze dla portalu i.pl Sławomir Cenckiewicz.

Jednym z największych kłamstw powtarzanych przez polityków Platformy Obywatelskiej jest opowieść o resecie polsko-rosyjskim z lat 2007-2014 jako grze dyplomatycznej i wypadkowej polityki amerykańskiej. W rzeczywistości polski reset z Moskwą był próbą zerwania z polską polityką wspierania bloku niepodległych państw oddzielających Zachód od rosyjskiego Wschodu, powstał niezależnie od resetu amerykańskiego (ten formalnie zaczął się w roku 2009) i był odbiciem strategii polityki niemieckiej.

Motywy polskiego resetu realizowanego przez rząd Tuska

Polski reset z Rosją realizowany przez rząd premiera Donalda Tuska miał dwa wyjściowe motywy: był antypisowskim odruchem mającym udowodnić tezę, że w Warszawie skończyła się epoka rządów rusofobów i Platforma ułoży na nowo stosunki z Rosją. Po drugie, był wpisaniem się w niemiecką prorosyjską strategię międzynarodową, którą w nowej wersji (z 2008 r.) Niemcy ogłosili jako partnerstwo na rzecz modernizacji z Rosją w którym zacieśnienie relacji biznesowych miało w konsekwencji udemokratycznić Rosję Putina i Miedwiediewa.

Reset Tuska z Rosją przybrał najgorszą z możliwych form, stając się szybko stałym i bezalternatywnym kierunkiem polityki polskiej a przez to karykaturą dyplomacji pozbawionej umiejętności i możliwości gry. Zamiast ograniczyć reset do kilku bardzo konkretnych interesów na zasadzie pełnej wzajemności, stał się on rodzajem narzuconego sobie rozwiązania pakietowego – od niekorzystnych umów gazowych, poprzez sceptycyzm wobec tarczy rakietowej, budowę stref ruchu bezwizowego, „uniwersalizację” sprawy Katynia i rewizję stosunku do Armii Czerwonej aż po umowy wojskowe, wizytacje sztabowe, współpracę służb specjalnych i festiwale w rodzaju „Sputnika nad Warszawą”. Efektem tego było niezałatwienie ani jednej sprawy.

Polska Tuska stała się „ocieplaczem” wizerunku Rosji w oczach Zachodu i resetowym prymusem chętnie wyskakując przed szereg w swoich resetowych pomysłach. Gorliwość resetowa ekipy Tuska nie miała żadnych ustalonych granic, co skrzętnie wykorzystywali Rosjanie. Budziło to czasem kontrowersje nawet w środowiskach sympatyzujących z obozem władzy premiera Tuska.
Jak Rosjanie zażądali raportu po wypadku CASY

Opowieść o raporcie powypadkowym samolotu wojskowego CASA z 2008 r., którego po tragedii smoleńskiej zażądali Rosjanie jest tego najlepszym, choć wcale nie jedynym przykładem…

Rozmowa Klichów i gen. Cieniucha

Jest wtorek, 20 kwietnia 2010 r. Pułkownik Edmund Klich, który kilka dni wcześniej został akredytowanym przedstawicielem Polski przy komisji rosyjskiej badającej przyczyny katastrofy polskiego samolotu z 10 kwietnia, prowadzi rozmowę z ministrem obrony narodowej Bogdanem Klichem i gen. Mieczysławem Cieniuchem, który kierował wówczas Sztabem Generalnym WP.

Rozmowę potajemnie nagrywa Edmund Klich, którego usiłuje dyscyplinować szef MON za to, że już w pierwszym meldunku akredytowanego pojawiła się „wyboldowana tłustym drukiem” informacja o „odpowiedzialności” „strony rosyjskiej” za niezamknięcie lotniska w Smoleńsku w chwili podchodzenia do lądowania TU-154 M nr 101.

Chwilę później w rozmowie nagle pojawił się wątek jawności przygotowywanego raportu na temat przyczyn katastrofy. Bogdan Klich stanął na stanowisku pełnej jawności ustaleń odwołując się przy okazji do przykładu raportu z katastrofy samolotu CASA C-295M nr 019 z 23 stycznia 2008 r.: „W przypadku CASY, z wyjątkiem załączników całe wnioskowanie, zalecenia, opisane przyczyny oraz okoliczności były jawne. W tym przypadku wszystko musi być jawne. W moim przekonaniu wszystko musi być jawne”. „Tu nie będzie załączników” – odpowiedział Edmund Klich, na co jego imiennik z MON zareagował słowami: „Wszystko musi być jawne”. „W tym kierunku, że obojętnie co my postanowimy, Rosjanie mogą postanowić inaczej” – odparł akredytowany.

Kto wyciągnął wnioski z katastrofy CASY?

Oczywiście katastrofa CASY jest w tej wymianie zdań jedynie przykładem mającym uzasadnić jawność przyszłego raportu smoleńskiego. Politycznie, ze względu na znaczenie (dla Polski i NATO) i skalę tragedii (zginęło szesnastu wysokich rangą oficerów Sił Powietrznych RP, w tym trzech generałów, oraz czterech członków załogi) obciąża ona ówczesne kierownictwo MON z Bogdanem Klichem na czele.

Nieprzypadkowo, już po Smoleńsku, do sprawy katastrofy CASY wrócił gen. Sławomir Petelicki, pisząc do premiera Donalda Tuska dramatyczny list (19 kwietnia 2010 r.) z żądaniem natychmiastowego zdymisjonowania Klicha:

    „Wszyscy Polacy widzieli tragiczną katastrofę wojskowego samolotu CASA C-295M, w której zginęło dwudziestu znakomitych lotników. Tłumaczyłem Ministrowi Klichowi, dlaczego tak się stało, prezentując mu procedury NATO. Minister zapewniał, że wyciągnie z tego wnioski. Nie wyciągnął! Nastąpiła katastrofa wojskowego samolotu BRYZA, w której zginęła cała załoga. Była jeszcze katastrofa wojskowego śmigłowca Mi-24. Pytałem publicznie B. Klicha, ilu jeszcze dzielnych żołnierzy musi zginąć, żeby zaczął konieczne reformy w wojsku?”.

I dalej, odwołując się już bezpośrednio do katastrofy smoleńskiej:

    „Reakcja Ministra Obrony Narodowej na tragiczną katastrofę, polegającą na chwaleniu się wzorowymi procedurami w Wojsku, którymi może on się podzielić z innymi resortami, wywołała zapytania ze strony moich wojskowych kolegów ze Stanów Zjednoczonych i wielkiej Brytanii, którzy nie zrozumieli o co ministrowi chodzi”.

Jawne nie do końca. Klauzula to nie wszystko

Pozostawmy jednak kwestię politycznej nieodpowiedzialności Bogdana Klicha na marginesie i wróćmy do jego słów z rozmowy z akredytowanym. W sprawie jawności raportu z katastrofy CASY miał w zasadzie rację, choć należy jego informacje uściślić: formalna jawność dokumentu (zdjęcie klauzuli tajności) nie zawsze oznacza możliwość jego całkowitego upublicznienia.

Mam przed sobą egzemplarz nr 1 35-stronnicowego „Protokołu badania zdarzenia lotniczego nr 127/2008/2 – wypadku ciężkiego (katastrofy lotniczej) samolotu CASA C-295M numer 019, zaistniałego w 13 eskadrze lotnictwa transportowego z KRAKOWA, dnia 23 stycznia 2008 r., w środę, o godz. 19.07. w nocy IFR” z 20 marca 2008 r. Na pierwszej stronie widoczny stempel: „JAWNE”, dopisek odręczny: „podst.[awa] dec.[yzja] MON Nr 156 z 04.04.2008” i pieczęć o treści: „z upoważnienia MINISTRA OBRONY NARODOWEJ Z-CA DYREKTORA SEKRETRIATU MON płk Piotr NIDECKI [parafa odręczna]”. Na stronie 33 informacja o jawnych 11 załącznikach (nr 0-10) o łącznej liczbie 705 stron i dwóch płytach CD. Załączniki, choć jawne, nie zostały opublikowane z chwilą upublicznienia na stronie internetowej MON „Protokołu” (zresztą również w wersji nieco zmodyfikowanej). Zresztą do dzisiaj są one niedostępne w infosferze ze względu na kwestie związane z bezpieczeństwem sił zbrojnych i państwa.

Tydzień po prezentacji raportu Anodiny

Jest środa, 19 stycznia 2011 r. W siedem dni po moskiewskiej prezentacji raportu przez rosyjski Międzypaństwowy Komitet Lotniczy, który winą za katastrofę TU-154 M nr 101 obciążył polskich pilotów, a gen. Andrzeja Błasika za będącego pod wpływem alkoholu i wywierającego presję na załogę samolotu, Departament Wschodni MSZ (Artur Michalski) przygotował, a podsekretarz stanu w MSZ Henryk Litwin parafował, dla ministra Radosława Sikorskiego „sugestie do odpowiedzi” na ewentualne pytania związane ze stanem relacji polsko-rosyjskich „w kontekście publikacji raportu MAK”.

W „sugestiach” czytamy, że „prawda jest wyjaśniania i nieistotne są tu żadne uwarunkowania polityczne”. I co najważniejsze, pomimo skandalicznego i obraźliwego dla Polski raportu MAK, polski MSZ sugerował, iż nie wpłynie on na jakość (dobrych) relacji polsko-rosyjskich, a jedynie pogorszy „atmosferę”:

    „Być może kwestia oceny raportu MAK pozostanie tą sprawą, w której nie dojdziemy do porozumienia i pozostaniemy, każda ze stron, przy swojej opinii. Zdarza się, że państwa różnią się w jakichś kwestiach, ale współpracują. Stosunki polsko-rosyjskie mają charakter wielopłaszczyznowy. Nie sądzę, aby było rzeczą racjonalną uzależniać wszystkie te płaszczyzny współdziałania od różnych opinii na temat katalogu przyczyn, które doprowadziły do katastrofy. Niemniej jednak tak ważne, o tak istotnym ładunku emocjonalnym kwestie mają potencjał wpływania na ogólną atmosferę. Naszym zatem zadaniem jest uczynić wszystko, aby tak nie było. Będziemy oczekiwać od strony rosyjskiej, zgodnie z deklaracjami prezydenta Miedwiediewa, że dalszy proces wyjaśniania przyczyn będzie nie tylko uczciwy, ale również przekonywający. Dalsza współpraca polsko-rosyjska, między innymi pomiędzy prokuraturami, jest lepszą metodą do maksymalnego zbliżenia opinii, niż eskalowanie atmosfery napięcia”.

Lista niezrealizowanych próśb

Jak wyglądała współpraca polsko-rosyjska pomiędzy prokuraturami, obrazują systematyczne notatki i raporty Naczelnej Prokuratury Wojskowej kierowane do MSZ. W jednej z nich, z 29 września 2011 r. gen. Krzysztof Parulski pisał do dyrektora Departamentu Wschodniego MSZ Artura Michalskiego, że w sprawie śledztwa smoleńskiego „do chwili obecnej nie zostały zrealizowane postulaty o kluczowym znaczeniu dla czynności dowodowych”.

Wyliczanka Parulskiego jeszcze dziś robi olbrzymie wrażenie. Strona polska nie otrzymała od Rosjan:

    „dowodów rzeczowych w postaci rejestratorów samolotu TU-154M nr boczny 101 oraz taśmy magnetycznych i innych nośników danych z tych rejestratorów (czarnych skrzynek)”,


    „zapisów wideo i dźwiękowych ze stanowiska Grupy Kierowania Lotami lotniska „Siewiernyj” w Smoleńsku z dnia 10 kwietnia 2010 r. (w szczególności nagrania wskazań wskaźników radarowych oraz nagrania rozmów prowadzonych na wieży – zarówno osób tam przebywających, jak i zapisów rozmów telefonicznych)”,


    „kopii wszystkich protokołów przesłuchań świadków – w tym osób z Grupy Kierowania Lotami”, dokumentów dotyczących „członków załogi statku powietrznego Sił Powietrznych Federacji Rosyjskiej, wykonujących w dniu 7 kwietnia 2010 roku lot z Premierem Federacji Rosyjskiej Panem Władimirem Putinem z lądowaniem na lotnisku „Siewiernyj” w Smoleńsku”,


    „kopii wszelkiej dokumentacji dotyczącej lotniska „Siewiernyj” w Smoleńsku, jego wyposażenia, osób pracujących na lotnisku 7 i 10 kwietnia 2010 r. (w szczególności członków Grupy Kierowania Lotami), wszystkich istotnych aktów normatywnych”,


    dokumentów dotyczących „urządzeń technicznych związanych z naprowadzaniem statków powietrznych zainstalowanych na lotnisku „Siewiernyj” w Smoleńsku w dniach 7 i 10 kwietnia 2010 r. wraz z atestami, certyfikatami potwierdzającymi dopuszczenie tych urządzeń do pracy, ewentualnych napraw, konserwacji, testowania tych urządzeń za okres styczeń-kwiecień 2010 r.”,


    „dopuszczenia lotniska „Siewiernyj” w Smoleńsku do przyjęcia lotów z dnia 7 i 10 kwietnia 2010 r.”,


    „Instrukcji Operacyjnej Lotniska „Siewiernyj” w Smoleńsku (Instrukcji Wykonywania Lotów w rejonie lotniska „Siewiernyj” w Smoleńsku) obowiązującej na dzień 10 kwietnia 2010 r.”,


    „dokumentacji meteorologicznej określającej prognozowane warunki atmosferyczne na dzień 10 kwietnia 2010 r., w tym dokumentacji meteorologicznej obrazującej przewidywane zmiany warunków pogodowych w dniu 10 kwietnia 2010 r. od godziny 6.00 czasu moskiewskiego do godziny 13.00 czasu moskiewskiego odnoszących się do obszaru lotniska „Siewiernyj” w Smoleńsku”,


    „dokumentacji technicznej wytworzonej i zgromadzonej w zakładach realizujących czynności (zarówno głównego wykonawcy jak i jego podwykonawców) związane z przeprowadzeniem na terytorium Federacji Rosyjskiej remontem generalnym samolotu TU-154M nr boczny 101 Sił Powietrznych RP zakończonego w dniu 21 grudnia 2009 r.”;


    całości dokumentacji procesowej wykonanej w toku oględzin miejsca katastrofy, oględzin urządzeń i wyposażenia lotniska oraz oględzin wraku samolotu”,


    „wraku samolotu TU-154M nr boczny 101 i pochodzących z niego urządzeń i agregatów”,


    „kopii pełnej dokumentacji dotyczącej przeprowadzenia w Federacji Rosyjskiej czynności oględzin, identyfikacji oraz sekcji zwłok ofiar katastrofy”.

Rosjanie żądają raportów ws. CASY!

Jest środa, 30 marca 2011 r. Chociaż Rosjanie nie realizują większości, a na pewno najważniejszych, wniosków polskich śledczych badających katastrofę smoleńską, zdecydowali się skierować do Polski wyjątkowy wniosek. Wyjątkowy, bo zupełnie pozbawiony związku z wydarzeniami z 10 kwietnia 2010 r. i bez jakichkolwiek kontekstów polsko-rosyjskich. W każdym razie tego dnia Komitet Śledczy Federacji Rosyjskiej „zażądał przesłania kopii sprawozdania końcowego Komisji Technicznej o dochodzeniu w sprawie wypadku lotniczego, katastrofy zaistniałej w dniu 23 stycznia 2008 r. samolotu CASA C-295M do badania i dołączenia do materiałów akt rosyjskiej sprawy karnej”.

Wniosek sformułowany był na tyle ogólnie, że oczywistym było, iż Rosjanie próbują pod legendą „wzajemnej pomocy prawnej” w sprawie 10 kwietnia 2010 r. wydobyć całość dokumentacji powypadkowej CASY (wraz z wrażliwymi załącznikami odnoszącymi się bardzo szeroko do przyczyn katastrofy i kondycji Sił Powietrznych RP). Problem polegał też na tym, że opublikowany na stronach MON „Protokół badania zdarzenia lotniczego nr 127/2008/2 – wypadku ciężkiego (katastrofy lotniczej) samolotu CASA C-295M numer 019” został na potrzeby publikacji internetowej w odpowiedni sposób „przygotowany”, tak by niektóre informacje (niezależnie od załączników) nie naraziły WP (i NATO) na jakiekolwiek straty.

W ten sposób już w 2008 r. ukształtował się pogląd o faktycznym istnieniu dwóch różnych raportów poświęconych katastrofie CASY: tego opublikowanego na stronie internetowej MON oraz dokumentu wraz z załącznikami, który był przechowywany w Inspektoracie MON ds. Bezpieczeństwa Lotów w Poznaniu.

Rosjanie zdawali sobie sprawę, że internetowa publikacja w sprawie CASY jest jedynie fragmentem ustaleń Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego. Ale nawet gdyby zredukować wniosek Rosjan jedynie do tego co i tak było już wówczas w większości ujawnione, to była to forma testu, na ile Polacy są w stanie znosić rosyjskie próby inwazyjnego ingerowania w suwerenność Rzeczpospolitej i wykorzystywania śledztwa w sprawie Smoleńska do zupełnie innych celów, narażając tym samym swój państwowy interes, pozycję międzynarodową i prestiż na oczywisty szwank.

I kwestia ostatnia: Rosjanie chcieli drogą formalną (w ramach ustalonej przepisami pomocy prawnej) pozyskać dokument, którego treść można było oficjalnie wykorzystać dla propagandowego opisu zaniedbań w Siłach Powietrznych RP, które doprowadziły zarówno do katastrofy w Mirosławcu, jak i w Smoleńsku.

Co można ujawnić Rosjanom?

Początkowo sprawa nie wzbudzała większych kontrowersji i niewielu w prokuraturze wojskowej, instytucjach MON czy służbach specjalnych zastanawiało się nad rosyjską próbą wykorzystania śledztwa smoleńskiego do zapuszczenia wywiadowczej sondy w tajemnice katastrofy NATO-owskiego samolotu transportowego z roku 2008, w której zginęła elita polskich Sił Powietrznych.

Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie realizowała czynności związane z wnioskami Komitetu Śledczego Federacji Rosyjskiej, stąd też zwróciła się do Inspektoratu MON ds. Bezpieczeństwa Lotów w Poznaniu (gdzie przechowywana była dokumentacja ws. CASY) o przesłanie „uwierzytelnionej kopii dokumentu końcowego” w sprawie katastrofy CASY, celem przekazania jej Rosjanom. I nagle, pod koniec 2011 r., szef Inspektoratu MON ds. Bezpieczeństwa Lotów w Poznaniu płk. pil. Mirosław Grochowski nabrał uzasadnionych wątpliwości co podstaw prawnych na jakich Rosjanie mieliby uzyskać dostęp do raportu końcowego na temat katastrofy CASY.

21 grudnia 2011 r. płk Grochowski zwrócił się więc o opinię prawną do Departamentu Prawnego MON. Płk Mariusz Tomaszewski (zastępca dyrektora Departamentu Prawnego MON) uznał jednak, że zarówno na gruncie prawa polskiego, jak i w oparciu o umowę pomiędzy Polską a Federacją Rosyjską o pomocy i stosunkach prawnych w sprawach cywilnych i karnych z 16 września 1996 r., nie ma przeciwskazań, by Rosjanie uzyskali dokument w sprawie CASY jeśli stosują się do przepisów ustawy – „Prawo lotnicze” (art. 134 ust. 1). W efekcie fermentu, jakie spowodował płk Grochowski, sprawa stanęła w Wojskowym Sądzie Okręgowym w Poznaniu, który 14 lutego 2012 r. również stanął na stanowisku, że Rosjanie powinni otrzymać całość „Protokołu badania zdarzenia lotniczego nr 127/2008/2 – wypadku ciężkiego (katastrofy lotniczej) samolotu CASA C-295M numer 019”, ale bez załączników.

Siemoniak kontra Cieniuch

Szef Inspektoratu MON ds. Bezpieczeństwa Lotów w Poznaniu nie dawał jednak za wygraną. Jako dysponent materiałów dotyczących katastrofy CASY, zwrócił się z prośbą o zajęcie stanowiska do Służby Kontrwywiadu Wojskowego, szefa Sztabu Generalnego WP i ministra obrony narodowej. Kierownictwo SKW w Warszawie (11 czerwca 2012 r.) nie zajęło jednoznacznego stanowiska. Natomiast Szef Sztabu Generalnego WP, gen. Mieczysław Cieniuch w piśmie z 26 czerwca 2012 r. stanowczo orzekł, że „przekazywanie dla strony rosyjskiej wszelkiej dokumentacji niezwiązanej z katastrofą samolotu TU-154M zaistniałej w dniu 10 kwietnia 2010 r. jest niezasadne. Dokumenty te nie posiadają statusu międzynarodowych, gdyż wykonano je zgodnie z polskim prawem wewnętrznym i mogą w związku z tym być zinterpretowane przez rosyjski wymiar sprawiedliwości na niekorzyść polskich obywateli wymienionych w tych dokumentach”.

Szef MON Tomasz Siemoniak poprosił swój Departament Prawny o opinię z której wynikało jednoznacznie, że „nie ma przeszkód formalno-prawnych, aby udostępnić stronie rosyjskiej uwierzytelnioną kopię raportu końcowego dotyczącego wypadku lotniczego samolotu CASA” (27 lipca 2012 r.). Siemoniak, zgodnie z sugestią swoich prawników, zwrócił się dodatkowym pismem w tej sprawie do ministra spraw zagranicznych. W imieniu ministra Siemoniaka, stanowisko MON w sprawie przekazania Moskwie raportu powypadkowego CASY, przedstawiła wiceminister Beata Oczkowicz z PSL. W piśmie do ministra Sikorskiego z 9 sierpnia 2012 r. powtórzyła całą absurdalną argumentację prawników MON jednoznacznie konkludując, że w „ocenie resortu obrony narodowej” „nie ma przeszkód formalno-prawnych, aby udostępnić stronie rosyjskiej uwierzytelnioną kopię raportu końcowego dotyczącego wypadku lotniczego samolotu CASA”.

Sikorski, Ławrow, Tusk

Nikt nie chciał jednak podjąć ostatecznej decyzji w pojedynkę. Stąd też w dniu 19 września 2012 r. Radosław Sikorski skierował zapytanie do premiera Donalda Tuska z kopią do Tomasza Siemoniaka (pismem niejawnym). Szef dyplomacji napisał, że mimo, iż nie istnieją przeciwskazania natury prawnej, by Rosjanie otrzymali raport opisujący przyczyny katastrofy CASY w Mirosławcu, to istnieje obawa, że jeśli rząd RP „przekaże dokument możliwe jest wykorzystanie tego przez stronę rosyjską, która może powiązać w celach propagandowych obie katastrofy, tak by zachować ciągłość rosyjskiej narracji przedstawionej w tzw. raporcie MAK prezentowanym przez Anodinę”, „wskazującym na wyłączną odpowiedzialność władz polskich”. „Nieprzekazanie stronie rosyjskiej dokumentu – pisał Sikorski – z powołaniem się na ważny interes państwa, może spowodować opóźnienie lub brak zwrotu wraku przez stronę rosyjską”.

Warto w tym miejscu podkreślić, że sprawa zwrotu wraku TU-154M była elementem ciągłej gry Siergieja Ławrowa w jego osobistych relacjach z ministrem Sikorskim. Ławrow przedstawiał się wręcz jako adwokat Polski, który w naszym imieniu prosi Komitet Śledczy Federacji Rosyjskiej o zwrot Tupolewa. W drugą rocznicę tragedii smoleńskiej (10 kwietnia 2012 r.) Ławrow pisał w tej sprawie do Sikorskiego (formuła „Drogi Radku”) kłamiąc, że „strona rosyjska robi wszystko co od niej zależy, aby sprawa przekazania szczątków polskiego samolotu prezydenckiego została rozwiązana jak najszybciej.

Ta kwestia nigdy nie miała dla nas podtekstu politycznego, a wszystkie działania rosyjskich organów śledczych, których praca zbliża się ku końcowi, są ściśle podporządkowane ustawodawstwu rosyjskiemu. Mogę jeszcze raz potwierdzić: po zakończeniu śledztwa w sprawie karnej wszczętej w związku z katastrofą 10 kwietnia 2010 r., może zostać rozpatrzona możliwość przekazania szczątków samolotu stronie polskiej”.

Najwyraźniej Sikorski nie tracił wiary w prawdziwość tych zapewnień, stąd połączył sprawę CASY z wrakiem Tupolewa. Na jego wątpliwości „z upoważnienia Pana Donalda Tuska” zareagował szef Kancelarii Prezesa Rady Ministrów Tomasz Arabski. W jawnym piśmie Arabskiego z 4 października 2012 r. znaczenie kluczowe ma jeden akapit: „jeżeli zatem pytanie Pana Ministra dotyczy przeciwskazań, które umownie nazwać można merytorycznymi, a więc odnoszących się do treści protokołu katastrofy samolotu CASA C-295M w kontekście np. możliwego zagrożenia suwerenności, bezpieczeństwa, porządku publicznego lub innych ważnych interesów, poprzez jego przekazanie Federacji Rosyjskiej, to stwierdzić należy, iż wskazanych przeciwskazań trudno się dopatrzeć w sytuacji notoryjności powszechnej informacji zawartych w protokole”.

Nie wiem jak ostatecznie zakończył się ten ping-pong w sprawie spełnienia oczekiwań Rosjan. Podobno, pomimo niezgodnego z polską racją stanu stanowiska i zadziwiającej determinacji premiera Tuska, ministrów Siemoniaka i Arabskiego, by spełnić żądanie Rosjan, na przełomie 2012/2013 r. w sprawę zaangażował się Inspektorat Poznań Służby Kontrwywiadu Wojskowego, który kategorycznie odradzał przekazanie Rosjanom raportu w sprawie katastrofy CASY, uznając całą sprawę za niebezpieczny precedens o jednoznacznym charakterze wywiadowczym, którego skutkiem będzie wyciągnięcie informacji nigdy nie opublikowanych.

Sumieniem polskiego państwa okazali się w ten sposób mało znaczący urzędnicy i funkcjonariusze. Polski premier i szef resortu obrony z tej roli abdykowali i niezależnie od finału sprawy ich zachowanie musi budzić sprzeciw i przerażenie. To paradoks, ale na ich tle postawa ministra Sikorskiego i szefa Sztabu Generalnego WP w tej konkretnej sprawie zasługuje na szacunek.

Wiem natomiast, że 29 stycznia 2013 r. płk. Mirosław Grochowski na polecenie MON zapowiedział wydanie prokuraturze kopii „Protokołu badania zdarzenia lotniczego nr 127/2008/2 – wypadku ciężkiego (katastrofy lotniczej) samolotu CASA C-295M numer 019” celem przekazania Rosjanom. Czy tak zrobił? Mam nadzieję, że nie!

Sławomir Cenckiewicz

za:www.tvp.info


***

Rosjanie po katastrofie smoleńskiej żądali od rządu Tuska raportu ws. CASY. Piotr Kaleta: Będziemy pytać o to posłów PO

Po tragedii smoleńskiej Rosjanie zażądali od Polski raportu w sprawie CASY - ujawnił na portalu i.pl prof. Sławomir Cenckiewicz. - Tomasz Siemoniak będzie musiał się z tego razem ze swoim resortem całkowicie wytłumaczyć. Myślę, że na najbliższym specjalnym posiedzeniu Komisji Obrony Narodowej, musimy tych ludzi po prostu o to zapytać – mówi portalowi i.pl Piotr Kaleta, poseł Prawa i Sprawiedliwości, wiceprzewodniczący sejmowej Komisji Obrony Narodowej.

Po tragedii w Smoleńsku Rosjanie zażądali od Polski raportu ws. CASY

„Polska Tuska stała się >>ocieplaczem<< wizerunku Rosji w oczach Zachodu. Gorliwość resetowa ekipy Tuska nie miała żadnych ustalonych granic, co skrzętnie wykorzystywali Rosjanie podejmując próbę wykorzystania śledztwa smoleńskiego do zapuszczenia wywiadowczej sondy w tajemnice katastrofy NATO-owskiego samolotu transportowego z roku 2008, w której zginęła elita polskich Sił Powietrznych. Była to forma testu, na ile Polacy są w stanie znosić rosyjskie próby inwazyjnego ingerowania w suwerenność Rzeczpospolitej i wykorzystywania śledztwa w sprawie Smoleńska do zupełnie innych celów, narażając tym samym swój państwowy interes, pozycję międzynarodową i prestiż na oczywisty szwank” – pisze dla portalu i.pl Sławomir Cenckiewicz.

Po tragedii smoleńskiej Rosjanie zażądali raportu w sprawie katastrofy CASY – poinformował historyk.

Poseł PiS: To coś absolutnie skandalicznego

Do sprawy w rozmowie z portalem i.pl odniósł się Piotr Kaleta, poseł Prawa i Sprawiedliwości, wiceprzewodniczący sejmowej Komisji Obrony Narodowej, który powiedział, że informacje, które się pojawiły są absolutnie skandaliczne i oczywiście do całościowego, kompleksowego wyjaśnienia. – Jeżeli to wszystko się potwierdzi, to dla mnie jest to coś absolutnie oburzającego, że w ogóle brało się pod uwagę takie rzeczy – dodał.

Zdaniem posła PiS oprócz pewnych kwestii prawnych, które oczywiście są do obalenia przez zdrowo myślących prawników, jest też kwestia wybitnie etyczna. – Jeżeli się mówiło o tym, że uzależnia się taki raport od tego, żebyśmy mogli chociaż w części odzyskać wrak Tu-154M od Sowietów, szukało się nawet tak idiotycznych rozwiązań, to jest to dla mnie coś absolutnie skandalicznego – mówił.

Piotr Kaleta podkreślił, że Tomasz Siemoniak będzie musiał się z tego razem ze swoim resortem całkowicie wytłumaczyć. – Myślę, że na najbliższym specjalnym posiedzeniu Komisji Obrony Narodowej, musimy tych ludzi po prostu o to zapytać – dodał.

– Dla mnie jest to kolejny argument do tego, że powołanie komisji weryfikacyjnej ds. wpływów sowieckich w Polsce jest absolutną koniecznością. Wszystkie podejrzenia o łobuzerskie zachowania naszych poprzedników, muszą być sprawdzone – powiedział.

Poseł PiS przypomniał coś, o czym – jak mówił – często zapominamy. – Sowieci mają za przyzwoleniem ówczesnych polskich władz naszą własność (wrak Tu-154M). – Ktoś w bezczelny, zdradziecki sposób się na to zgodził. Za to trzeba tych ludzi rozliczyć, bo oni działali wbrew interesowi naszego kraju – podkreślił.

za:i.pl

Katyń pamiętamy

Zbrodnia Katyńska. Prezydent: Składając hołd ofiarom, domagamy się sprawiedliwości

Prezydent uczcił dziś pamięć o ofiarach zbrodni katyńskiej. Andrzej Duda złożył wieniec przed Epitafium Katyńskim w muzeum na warszawskiej Cytadeli. W swoim wystąpieniu podkreślił, że składając hołd ofiarom, Polacy domagają się również sprawiedliwości. Mówił także o konieczności pociągnięcia do odpowiedzialności sprawców rosyjskich zbrodni na Ukrainie.

Rosjanie zdejmują polską flagę w Katyniu!

Rosyjskie władze zadecydowały o zdjęciu polskiej flagi zawieszonej dotąd obok katyńskiego pomnika upamiętniającego ludobójstwo dokonane na polskich obywatelach w czasie drugiej wojny światowej.
Burmistrz Smoleńska Andrej Borysow poinformował, że decyzję w sprawie zdjęcia polskiej flagi w Katyniu podjęło rosyjskie ministerstwo kultury.

Możemy dochodzić roszczeń od państwa rosyjskiego za zbrodnię katyńską

Odpowiedzialność za zbrodnię katyńską ponosi aparat władzy sowieckiej, obecna Rosja jest spadkobiercą Związku Radzieckiego, możemy dochodzić roszczeń od państwa rosyjskiego i tą drogą trzeba pójść – powiedział w poniedziałek prezydent Andrzej Duda.

Kompleksy nie opuszczają Putina. Katyń i Smoleńsk solą w oku tyrana

To nie przypadek, ale celowe działanie. Jak przyznał wicepremier, minister kultury i dziedzictwa narodowego Piotr Gliński. Federacja Rosyjska blokuje remont cmentarza w Katyniu oraz budowę pomnika w miejscu katastrofy smoleńskiej.

Ośmiu z Katynia

Osiem nieznanych dotąd nazwisk ofiar zbrodni katyńskiej odnaleźli badacze Memoriału w materiałach NKWD. Jeszcze w tym roku ukaże się kolejna księga informacji o mordzie NKWD i jego ofiarach. Wydawnictwo moskiewskiego Memoriału będzie zawierać dane

Druga tragedia katyńska 2010

Macierewicz o praprzyczynie ataku Rosji na cały świat: "Zaczęło się 10 kwietnia 2010 roku"

Iran jest ściśle związany z Rosją i nie ma wątpliwości, że wsparcie stamtąd płynie.
To wszystko jest konsekwencją procesu ataku na cały świat, który zaczął się 10 kwietnia 2010 roku
- powiedział w Telewizji Republika Antoni Macierewicz, odnosząc się do nocnego ataku na Izrael.

Pamiętamy! 14. rocznica Katastrofy Smoleńskiej

14 lat temu w sobotę w oktawie Wielkanocy miała miejsca katastrofa smoleńska, w której zginęło 96 osób.
Wśród ofiar katastrofy samolotu Tu-154M byli m.in.: prezydent Lech Kaczyński z małżonką Marią,
ostatni prezydent RP na uchodźstwie Ryszard Kaczorowski oraz inne osobistości.
Polska delegacja udawała się na obchody 70 rocznicy zbrodni katyńskiej.

Saakaszwili: Lech Kaczyński w Smoleńsku zapłacił życiem za obronę Gruzji

Zdaniem byłego prezydenta Gruzji Micheila Saakaszwilego, prezydent RP Lech Kaczyński 10 kwietnia 2010 roku w Smoleńsku zapłacił życiem za to, że niespełna dwa lata wcześniej zdecydował się bronić niepodległości i państwowości Gruzji w obliczu napaści zbrojnej na ten kraj putinowskiej Rosji.

Macierewicz: Milczenie nad zamachem na Prezydenta może skończyć się dla nas źle!

„Milczenie nad zamachem na Prezydenta może skończyć się dla nas źle” – mówił w Spale wiceprezes PiS Antoni Macierewicz. Były szef MON przypomniał, że raport ws. tragedii w Smoleńsku dostępny jest od ponad roku.

Zawiadomienie ws. zamachu. Macierewicz w TVP Info: "Mieliśmy do czynienia z atakiem na państwo polskie"

- Mieliśmy nie tylko do czynienia z zabiciem osób, mieliśmy również do czynienia z atakiem na państwo polskie - powiedział w programie "#Jedziemy" gość Michała Rachonia, szef podkomisji smoleńskiej Antoni Macierewicz. Podkomisja smoleńska złożyła w poniedziałek w prokuraturze zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa zamachu na prezydenta Lecha Kaczyńskiego oraz morderstwa pozostałych 95 osób podróżujących Tu-154 10 kwietnia 2010 r.

Komentarze i pytania

"GP": Agenci wokół Smoleńska. Rosyjski ślad

Informacja o zatrzymaniu oficera 36. specpułku, współpracującego z rosyjskim wywiadem, stanowi istotne uzupełnienie dotychczasowej wiedzy na temat tragedii smoleńskiej.

Posmoleńskie rozdroże

Niezależnie od tego, jakie będą ostateczne wyniki śledztwa smoleńskiego, tragedia na Siewiernym jest i pozostanie kluczowym doświadczeniem w procesie definiowania kulturowej tożsamości Polaków w XXI wieku.

Abp. Jędraszewski: Smoleńsk w zasiekach kłamstw

„Prawda z trudem przebija się przez zasieki kłamstw, które od samego początku były podawane do publicznej wiadomości”

Nic dobrego nie wyniknie z wyciszania sumienia"

Niemieccy eurodeputowani przerwali wykład eksperta – bo mówił za dużo o Smoleńsku

Macierewicz komentuje konferencję NPW


Kolejna manipulacja i polityczne działanie prokuratury

Copyright © 2017. All Rights Reserved.